- Kategorie bloga:
- >100km.14
- 0-19km.23
- 20-39km.95
- 40-59km.96
- 60-79km.34
- 80-99km.20
- Inne.17
- Lajt.20
- Race Day.16
- Transportowo.13
- Trenażer.48
- Trening.154
- Wycieczka.12
Kampinos - 29.04.2012
Niedziela, 29 kwietnia 2012 | dodano:29.04.2012 Kategoria 80-99km, Trening
Km: | 84.00 | Km teren: | 45.00 | Czas: | 04:01 | km/h: | 20.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 31.0 | HRmax: | 189( 92%) | HRavg | 158( 77%) |
Kalorie: | 3008kcal | Podjazdy: | 410m | Rower: | Merida 96 |
Przez kilka ostatnich dni pogoda taka jak dziś, czyli parówa 30 st. w cieniu - masakra. Nie zdążyłem się zregenerować po wczorajszym treningu, rano wciągnąłem kiepskie śniadanie i dziś noga totalnie nie podawała...
Ustawka tam gdzie zawsze, czyli metro Młociny o 10.30 tak, żeby z resztą grupy pojechać o 11 z Sierakowa. Oczywiście jak zawsze poczekaliśmy bonusowe 10 minut, więc i do Sierakowa chwilę się spóźniliśmy po drodze umawiając się z Marylką, która pojechała do Truskawia dopiero w Roztoce.
W Sierakowie było umh... ze 20 osób, na szczęście nie wszyscy z nami jechali, w każdym razie w naszej grupce pojechało >10 osób. Pierwszym celem okazała się Roztoka, jednak zanim wjechaliśmy na właściwy szlak uderzyliśmy jeszcze na pobliską górkę, z której sobie zjechaliśmy, podjechaliśmy (albo podeszliśmy) i pojechaliśmy w stronę Roztoki. W zasadzie do samej Roztoki nie działo się nic specjalnego, trasa całkiem fajna, trochę singli, kilka małych górek i piach, którego nie cierpię. W rowerowej Mekce czekała już na nas Marylka, standardowo chwilę posiedzieliśmy, pogadaliśmy, uzupełniliśmy płyny i tyle.
Z Roztoki planowaliśmy przez górki pojechać na szczebel i ze szczebla do domu.
Górki jak zwykle okazały się morderczymi interwałami, niby zrobiliśmy dziś tylko 410 m przewyższeń, ale jednak podjazdy w takiej formie potrafią szybko wykończyć każdego, z resztą po górkach czekaliśmy też na tych kompletnie wykończonych, więc troszkę niektórzy odpoczęli (niektórzy nieco mniej, ale jak się opierdalają, to muszą podwójnie pracować ;D).
Jeszcze chwila odpoczynku jadąc asfaltem i korzystając z dobrodziejstw sklepu, by z pełnymi plecakami i bidonami pojechać na szczebel. Oczywiście po ostatnim, nieszczęśliwym wypadzie na szczebel tym razem pierwsze 500 metrów jechałem baaardzo ostrożnie, żeby znowu nie zniszczyć koła, jednak przed moim dołem było na tyle dużo piachu, że nie dało się szybko przejechać, także z uśmiechem na ustach dumnie przejechałem przez dół. Dalej na szczeblu oprócz tego, że niechcący zjechaliśmy na asfalt i musieliśmy dymać pod górę jeszcze Artur miał małą awarię łańcucha (jedynie zaklinował się między ramą a korbą), oprócz tego wiele się nie działo, zjechaliśmy ze szczebla, poczekaliśmy na asfalcie na resztę, po czym po kilka minutach przyjechały 2 osoby oświadczając, że koledze z tyłu urwał się hak i ma singla. Dość zmęczeni postanowiliśmy jechać asfaltem, jedynie chyba 2 osoby się wyłamały i pojechały terenem.
Przemieszczając się po asfalcie przystanęliśmy w kolejnym sklepie kolejny raz uzupełnić zapasy, jednak 4 godziny w 31 st, do tego sporo czasu w pełnym słońcu potrafi wpłynąć na już i tak kiepską kondycję. Robiąc zakupy koledzy, którzy jechali asfaltem dołączyli do nas, także naszą asfaltową podróż kontynuowaliśmy w poprzednim składzie.
W zasadzie to nic więcej ciekawego się nie działo, do domu wróciliśmy asfaltem przecinając kilka razy terenem, w międzyczasie jeszcze raz podjechaliśmy do sklepu, poczekaliśmy na Mariusza wraz z kolegą NerfMe z FR.org, którzy wylądowali w Truskawiu. Razem wróciliśmy na Młociny, skąd metrem, a później rowerem wróciłem do domu.
Ustawka tam gdzie zawsze, czyli metro Młociny o 10.30 tak, żeby z resztą grupy pojechać o 11 z Sierakowa. Oczywiście jak zawsze poczekaliśmy bonusowe 10 minut, więc i do Sierakowa chwilę się spóźniliśmy po drodze umawiając się z Marylką, która pojechała do Truskawia dopiero w Roztoce.
W Sierakowie było umh... ze 20 osób, na szczęście nie wszyscy z nami jechali, w każdym razie w naszej grupce pojechało >10 osób. Pierwszym celem okazała się Roztoka, jednak zanim wjechaliśmy na właściwy szlak uderzyliśmy jeszcze na pobliską górkę, z której sobie zjechaliśmy, podjechaliśmy (albo podeszliśmy) i pojechaliśmy w stronę Roztoki. W zasadzie do samej Roztoki nie działo się nic specjalnego, trasa całkiem fajna, trochę singli, kilka małych górek i piach, którego nie cierpię. W rowerowej Mekce czekała już na nas Marylka, standardowo chwilę posiedzieliśmy, pogadaliśmy, uzupełniliśmy płyny i tyle.
Z Roztoki planowaliśmy przez górki pojechać na szczebel i ze szczebla do domu.
Górki jak zwykle okazały się morderczymi interwałami, niby zrobiliśmy dziś tylko 410 m przewyższeń, ale jednak podjazdy w takiej formie potrafią szybko wykończyć każdego, z resztą po górkach czekaliśmy też na tych kompletnie wykończonych, więc troszkę niektórzy odpoczęli (niektórzy nieco mniej, ale jak się opierdalają, to muszą podwójnie pracować ;D).
Jeszcze chwila odpoczynku jadąc asfaltem i korzystając z dobrodziejstw sklepu, by z pełnymi plecakami i bidonami pojechać na szczebel. Oczywiście po ostatnim, nieszczęśliwym wypadzie na szczebel tym razem pierwsze 500 metrów jechałem baaardzo ostrożnie, żeby znowu nie zniszczyć koła, jednak przed moim dołem było na tyle dużo piachu, że nie dało się szybko przejechać, także z uśmiechem na ustach dumnie przejechałem przez dół. Dalej na szczeblu oprócz tego, że niechcący zjechaliśmy na asfalt i musieliśmy dymać pod górę jeszcze Artur miał małą awarię łańcucha (jedynie zaklinował się między ramą a korbą), oprócz tego wiele się nie działo, zjechaliśmy ze szczebla, poczekaliśmy na asfalcie na resztę, po czym po kilka minutach przyjechały 2 osoby oświadczając, że koledze z tyłu urwał się hak i ma singla. Dość zmęczeni postanowiliśmy jechać asfaltem, jedynie chyba 2 osoby się wyłamały i pojechały terenem.
Przemieszczając się po asfalcie przystanęliśmy w kolejnym sklepie kolejny raz uzupełnić zapasy, jednak 4 godziny w 31 st, do tego sporo czasu w pełnym słońcu potrafi wpłynąć na już i tak kiepską kondycję. Robiąc zakupy koledzy, którzy jechali asfaltem dołączyli do nas, także naszą asfaltową podróż kontynuowaliśmy w poprzednim składzie.
W zasadzie to nic więcej ciekawego się nie działo, do domu wróciliśmy asfaltem przecinając kilka razy terenem, w międzyczasie jeszcze raz podjechaliśmy do sklepu, poczekaliśmy na Mariusza wraz z kolegą NerfMe z FR.org, którzy wylądowali w Truskawiu. Razem wróciliśmy na Młociny, skąd metrem, a później rowerem wróciłem do domu.