- Kategorie bloga:
- >100km.14
- 0-19km.23
- 20-39km.95
- 40-59km.96
- 60-79km.34
- 80-99km.20
- Inne.17
- Lajt.20
- Race Day.16
- Transportowo.13
- Trenażer.48
- Trening.154
- Wycieczka.12
Wpisy archiwalne w kategorii
>100km
Dystans całkowity: | 1660.87 km (w terenie 701.00 km; 42.21%) |
Czas w ruchu: | 76:32 |
Średnia prędkość: | 21.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.52 km/h |
Suma podjazdów: | 3637 m |
Maks. tętno maksymalne: | 188 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (79 %) |
Suma kalorii: | 36496 kcal |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 118.63 km i 5h 28m |
Więcej statystyk |
Czersk - 04.11.2012
Niedziela, 4 listopada 2012 | dodano:05.11.2012 Kategoria >100km, Wycieczka
Km: | 117.00 | Km teren: | 45.00 | Czas: | 05:18 | km/h: | 22.08 |
Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | 10.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 230m | Rower: | Merida 96 |
Ehh, kolejna zima zbliża się niestety wielkimi krokami, cały ostatni tydzień temperatura w okolicy 0 st. i jakiś taki nastrój, że nic się nie chce, ale za to przynajmniej weekend ładny, zapowiadane upały 10 st, więc warto wyjść, pokręcić jeszcze przed krótkim snem zimowym bo później najtrudniejsza część sezonu... trenażer. A że rowerowa przerwa też nadciąga nieubłaganie to trzeba wykorzystać co się da i zrobić spokojny rozjazd (przynajmniej takie było założenie), akurat większość ekipy + kilka nowych twarzy wybierała się do Czerska z założeniem spokojnej jazdy asfaltem więc nie omieszkałem się podłączyć. Dzień wcześniej jeszcze ze Sławkiem ustaliłem ewentualny, terenowy powrót z Czerska, żeby nie było tak nudno :)
Wstaję w miarę wcześnie, żeby na spokojnie się ogarnąć, ubrać, na miejsce spotkania dojeżdżam 5 minut przed czasem, akurat przyjechał Bobik, więc czekamy na resztę. Kilka chwil później dojeżdżają wszyscy, łącznie chyba 8 osób... sporo. W zasadzie dojazd do zamku w Czersku nudny, bo w końcu jak jazda po szosie może być ciekawa? W zasadzie jedyny postój jaki mieliśmy to Biedronka w Gorze Kalwarii, generalnie dość sprawnie.
Na miejscu chwila konsternacji i wspólna fotka pod zamkiem:
No i ze Sławkiem się zebraliśmy, wyszło na to, że cała reszta wolała asfalt zamiast terenu. A jechało się bardzo dobrze, w zasadzie do MPK w zdecydowanej większości szutrami, trochę tylko bardziej 'terenowego' terenu. Można było spodziewać się dużych ilości błota a tu proszę... było na prawdę nieźle.
W MPK było bardzo sucho, musieliśmy niestety (niestety, bo lekki rozjazd miałem robić) trochę przycisnąć ze względu na dość późną porę - to tak odnośnie pierwszego zdania wpisu, bo była 15.30 a już się mocno ściemniało. Tak więc MPK pokonaliśmy bardzo sprawnie.
W zasadzie z całego wyjazdu najbardziej chyba byłem zadowolony z powrotu - al. Solidarności i Radzymińską przejechałem za autobusem >50 kmph, więc od Wileńskiego 5 minut i byłem w domu :)
Wstaję w miarę wcześnie, żeby na spokojnie się ogarnąć, ubrać, na miejsce spotkania dojeżdżam 5 minut przed czasem, akurat przyjechał Bobik, więc czekamy na resztę. Kilka chwil później dojeżdżają wszyscy, łącznie chyba 8 osób... sporo. W zasadzie dojazd do zamku w Czersku nudny, bo w końcu jak jazda po szosie może być ciekawa? W zasadzie jedyny postój jaki mieliśmy to Biedronka w Gorze Kalwarii, generalnie dość sprawnie.
Na miejscu chwila konsternacji i wspólna fotka pod zamkiem:
No i ze Sławkiem się zebraliśmy, wyszło na to, że cała reszta wolała asfalt zamiast terenu. A jechało się bardzo dobrze, w zasadzie do MPK w zdecydowanej większości szutrami, trochę tylko bardziej 'terenowego' terenu. Można było spodziewać się dużych ilości błota a tu proszę... było na prawdę nieźle.
W MPK było bardzo sucho, musieliśmy niestety (niestety, bo lekki rozjazd miałem robić) trochę przycisnąć ze względu na dość późną porę - to tak odnośnie pierwszego zdania wpisu, bo była 15.30 a już się mocno ściemniało. Tak więc MPK pokonaliśmy bardzo sprawnie.
W zasadzie z całego wyjazdu najbardziej chyba byłem zadowolony z powrotu - al. Solidarności i Radzymińską przejechałem za autobusem >50 kmph, więc od Wileńskiego 5 minut i byłem w domu :)
Kampinos, Szczebel - 18.10.2012
Czwartek, 18 października 2012 | dodano:19.10.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 101.00 | Km teren: | 40.00 | Czas: | 04:29 | km/h: | 22.53 |
Pr. maks.: | 50.50 | Temperatura: | 18.0 | HRmax: | 188( 94%) | HRavg | 155( 77%) |
Kalorie: | 3293kcal | Podjazdy: | 380m | Rower: | Merida 96 |
Po ostatnim Szczeblu, który zrobiliśmy od tyłu (od tej strony wcześniej nie probowałem :> ) strasznie się napaliłem, żeby tam wrócić - trasa pierwsza klasa, do tego 2 dni wcześniej padało, wiec piach w miarę mało piaszczysty, sama przyjemność i maksimum flow.
Tak więc znając swoje umiejętności nawigacyjne a raczej ich brak (co później się tylko potwierdziło) umówiłem się z Marcinem na 11.00 w Sierakowie, dzień wcześniej pogoda idealna jak na jesień, dziś i do końca tygodnia miało być super - 15-17 stopni i 0 chmur, takie jesienne klimaty uwielbiam!
Rano nawet się wyspałem, wciągnąłem węglowodanowe płatki, sprawdziłem dojazd do Sierakowa na google maps (bo co, może da się inaczej, krócej niż zawsze), które podpowiedziało, żeby na rondzie w Laskach skręcić w prawo, później w lewo i ciągle prosto.
No to jedziemy...
W Warszawie a nawet do Lasek jedzie się super - praktycznie brak wiatru, średnia >30 kmph, luzik. Na rondzie skręcam tak jak Google podpowiada, później skręcam GDZIEŚ i nie wiem, gdzie jestem :D Chwila konsternacji, trochę krzątania się po okolicy i wylądowałem tam, gdzie się nie spodziewałem, czyli przy terenowe drodze do Sierakowa, na szczęście jakoś ogarnąłem i po chwili byłem na miejscu (ba, nawet 5 minut przed czasem :))
Marcin już na mnie czekał, szybkie zakupy w sklepie, chwila pogadanki,
ustalenie planu, czyli Szczebel, Górki + mały bonus i powrót jak zawsze.
Pogoda bardzo fajna, oczywiście Marcin na sobie ma 3 warstwy + długie spodnie, szorty, ochraniacze na butach, ja przyjechałem na krótko + ocieplacze na kolanach, więc miałem niezły powód do mocniejszego kręcenia. Singiel w Sierakowie jak zawsze super, aczkolwiek dziś na trasie sporo grzybiarzy (no tak, dopiero padało :( ), więc momentami trzeba zwalniać i się przeciskać.
W zasadzie trasa identyczna jak poprzednio aż do niebieskiego szlaku na który wjeżdżamy z asfaltu (ostatnio pojechaliśmy prosto, tym razem w prawo z asfaltu i tam w lewo i tam niebieski szlak jest :) No i teraz praktycznie tylko niebieskim szlakiem, najpierw nieco szuterkiem, później trochę asfaltu i kilka chwil później znów lądujemy w lesie, gdzie robimy kilka fotek
I już praktycznie jesteśmy na Szczeblu. Szczebel jak to Szczebel dużo się od ostatniego wypadu nie zmienił, do tego super pogoda, ciepło, drzewa bardzo fajnie rzucają cień, jesienny, romantyczny klimat pełną gębą, do tego grzybiarze, którzy nawet Sczebla nie oszczędzili :) Oczywiście tradycyjnie już musi pojawić się u mnie jakiś problem. Tym razem nie było inaczej... przy dość stromym i dłuższym podjeździe słyszę tylko 'TRAAAAAAAACH' i już wiadome o co chodzi - zdziwiłbym się, gdyby to było coś innego niż śruba w korbie. Oczywiście nie mogłem się mylić, w korbie pozostały już tylko 2 śruby, więc od tego momentu staram się kręcić nieco lżej, żeby tak jak poprzednio nie musieć śrub zastępować opaskami zaciskowymi.
Na szczęście od Szczebla droga już raczej powrotna, podjeżdżamy do sklepu w Górkach na mały popas, oczywiście grzybiarze dorwali nas nawet tam :)
Powrót to tak jak zawsze czerwony i żółty szlak.
Ostatni postój robimy w Truskawiu, chwilę później z Marcinem się rozstajemy. Oczywiście mimo zmęczenia nie mogłem się 3-krotnie powstrzymać, żeby dogonić autobus i jechać w jego tunelu 50 kmph (stąd ten V-max). Cóż, miało być spokojne roztrenowanie a wyszedł normalny trening. Do tego następnego dnia prawa łydka i uda są jakoś tak dziwnie naprężone i bolą, trochę lipa :P
Tak więc znając swoje umiejętności nawigacyjne a raczej ich brak (co później się tylko potwierdziło) umówiłem się z Marcinem na 11.00 w Sierakowie, dzień wcześniej pogoda idealna jak na jesień, dziś i do końca tygodnia miało być super - 15-17 stopni i 0 chmur, takie jesienne klimaty uwielbiam!
Rano nawet się wyspałem, wciągnąłem węglowodanowe płatki, sprawdziłem dojazd do Sierakowa na google maps (bo co, może da się inaczej, krócej niż zawsze), które podpowiedziało, żeby na rondzie w Laskach skręcić w prawo, później w lewo i ciągle prosto.
No to jedziemy...
W Warszawie a nawet do Lasek jedzie się super - praktycznie brak wiatru, średnia >30 kmph, luzik. Na rondzie skręcam tak jak Google podpowiada, później skręcam GDZIEŚ i nie wiem, gdzie jestem :D Chwila konsternacji, trochę krzątania się po okolicy i wylądowałem tam, gdzie się nie spodziewałem, czyli przy terenowe drodze do Sierakowa, na szczęście jakoś ogarnąłem i po chwili byłem na miejscu (ba, nawet 5 minut przed czasem :))
Marcin już na mnie czekał, szybkie zakupy w sklepie, chwila pogadanki,
ustalenie planu, czyli Szczebel, Górki + mały bonus i powrót jak zawsze.
Pogoda bardzo fajna, oczywiście Marcin na sobie ma 3 warstwy + długie spodnie, szorty, ochraniacze na butach, ja przyjechałem na krótko + ocieplacze na kolanach, więc miałem niezły powód do mocniejszego kręcenia. Singiel w Sierakowie jak zawsze super, aczkolwiek dziś na trasie sporo grzybiarzy (no tak, dopiero padało :( ), więc momentami trzeba zwalniać i się przeciskać.
W zasadzie trasa identyczna jak poprzednio aż do niebieskiego szlaku na który wjeżdżamy z asfaltu (ostatnio pojechaliśmy prosto, tym razem w prawo z asfaltu i tam w lewo i tam niebieski szlak jest :) No i teraz praktycznie tylko niebieskim szlakiem, najpierw nieco szuterkiem, później trochę asfaltu i kilka chwil później znów lądujemy w lesie, gdzie robimy kilka fotek
I już praktycznie jesteśmy na Szczeblu. Szczebel jak to Szczebel dużo się od ostatniego wypadu nie zmienił, do tego super pogoda, ciepło, drzewa bardzo fajnie rzucają cień, jesienny, romantyczny klimat pełną gębą, do tego grzybiarze, którzy nawet Sczebla nie oszczędzili :) Oczywiście tradycyjnie już musi pojawić się u mnie jakiś problem. Tym razem nie było inaczej... przy dość stromym i dłuższym podjeździe słyszę tylko 'TRAAAAAAAACH' i już wiadome o co chodzi - zdziwiłbym się, gdyby to było coś innego niż śruba w korbie. Oczywiście nie mogłem się mylić, w korbie pozostały już tylko 2 śruby, więc od tego momentu staram się kręcić nieco lżej, żeby tak jak poprzednio nie musieć śrub zastępować opaskami zaciskowymi.
Na szczęście od Szczebla droga już raczej powrotna, podjeżdżamy do sklepu w Górkach na mały popas, oczywiście grzybiarze dorwali nas nawet tam :)
Powrót to tak jak zawsze czerwony i żółty szlak.
Ostatni postój robimy w Truskawiu, chwilę później z Marcinem się rozstajemy. Oczywiście mimo zmęczenia nie mogłem się 3-krotnie powstrzymać, żeby dogonić autobus i jechać w jego tunelu 50 kmph (stąd ten V-max). Cóż, miało być spokojne roztrenowanie a wyszedł normalny trening. Do tego następnego dnia prawa łydka i uda są jakoś tak dziwnie naprężone i bolą, trochę lipa :P
Kampinos - 30.09.2012
Niedziela, 30 września 2012 | dodano:02.10.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 105.00 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 04:38 | km/h: | 22.66 |
Pr. maks.: | 43.50 | Temperatura: | 17.0 | HRmax: | 185( 93%) | HRavg | 157( 79%) |
Kalorie: | 3322kcal | Podjazdy: | 470m | Rower: | Merida 96 |
03.07.2012
Wtorek, 3 lipca 2012 | dodano:04.07.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 111.00 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 05:05 | km/h: | 21.84 |
Pr. maks.: | 41.00 | Temperatura: | 32.0 | HRmax: | 175( 85%) | HRavg | 144( 70%) |
Kalorie: | 3357kcal | Podjazdy: | 270m | Rower: | Merida 96 |
KPN - 30.06.2012
Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano:01.07.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 130.00 | Km teren: | 70.00 | Czas: | 05:47 | km/h: | 22.48 |
Pr. maks.: | 56.50 | Temperatura: | 32.0 | HRmax: | 180( 87%) | HRavg | 143( 69%) |
Kalorie: | 3745kcal | Podjazdy: | 250m | Rower: | Merida 96 |
Nie chce mi się nic pisać, więc dziś będzie mała fotorelacja od Sławka :D
1) Dosłownie po przejechaniu 10 km Arturowi rozwaliła się szytka przy wentylu, niestety takiej dziury nie da rady naprawić, więc Artur musiał wrócić do domu :<
2) Mostek :)
3) Trochę w terenie...
4) ... i trochę po asfalcie
5) Pod koniec wszyscy zmordowani, ale jak widać z uśmiechami :)
A wszystkie fotki jak zawsze dostępne u Łasicy:
http://www.lasica.hostdmk.net/20120630/index.html
I jeszcze trasa :)
1) Dosłownie po przejechaniu 10 km Arturowi rozwaliła się szytka przy wentylu, niestety takiej dziury nie da rady naprawić, więc Artur musiał wrócić do domu :<
2) Mostek :)
3) Trochę w terenie...
4) ... i trochę po asfalcie
5) Pod koniec wszyscy zmordowani, ale jak widać z uśmiechami :)
A wszystkie fotki jak zawsze dostępne u Łasicy:
http://www.lasica.hostdmk.net/20120630/index.html
I jeszcze trasa :)
Wyszogród - 27.06.2012
Środa, 27 czerwca 2012 | dodano:27.06.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 155.00 | Km teren: | 60.00 | Czas: | 06:45 | km/h: | 22.96 |
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | 178( 86%) | HRavg | 143( 69%) |
Kalorie: | 4401kcal | Podjazdy: | 540m | Rower: | Merida 96 |
No i dziś nastąpiła mała inauguracja wakacji, które w zasadzie mam od piątku, ale maraton, regeneracja, bla, bla, bla no i nie ma komu jeździć :>
W każdym razie pobudka punkt 9 następnie jak zwykle kiepskie śniadanko, chwila na doprowadzenie się do porządku, jeszcze rzut oka na google - temperatura 14 stopni, wygrzebałem więc nakolanniki i wiatrówkę, które szybko na siebie założyłem i jestem gotowy do wyjścia... a nie, jeszcze opaska od pulsometru, damn it... trzeba zdejmować to wszystko z siebie zakłada opaskę, znów się ubierać, no ale nic, kilka chwil i już jestem na dole.
Jeszcze do ujęcia wody napełnić bukłak i prosto na r. Starzyńskiego, gdzie umówiłem się ze Sławkiem i jego Alumexowym kolegą - Maciejem.
Ze względu na dość intensywny wiatr nasz przewodnik uznał, że najsensowniej będzie dostać się pociągiem do Choszczówki i stamtąd rozpocząć wycieczkę.
Początek trasy to jazda w terenie, w zalesionym terenie, trochę piachu, momentami mogłoby się wydawać, że wyjechaliśmy z Mazowsza i dojechaliśmy co najmniej w góry świętokrzyskie - ostre podjazdy, ostre zjazdy i troszeczkę asfaltu :)
Pierwszy postój w Czerwińsku, gdzie zaopatrujemy się w prowiant i jedziemy na krótki popas na plaży:
Po chwili wytchnienia nie odjeżdżamy zbyt daleko, bo udajemy się na krótki rekonesans Bazyliki w Czerwińsku jak i pobliskich terenów.
Trzeba przyznać, że średniowieczna Bazylika robi spore wrażenie :)
Następny cel naszej wycieczki to Wyszogród, na samą myśl dojazdu do niego uśmiech pojawia się na naszych twarzach, gdyż w Wyszogrodzie po zapoznaniu się ze szczegółami Bitwy nad Bzurą przekraczamy Wisłę, co dla nas oznacza zbawienną jazdę z wiatrem, gdyż jak dotąd wiał on prosto w nasze twarze.
Od Wyszogrodu większość trasy to nudny asfalt, szuter i jazda po polach, więc za bardzo nie ma czego opisywać :)
Jedyna atrakcja warta wspomnienia to Kościół w Brochowie do którego zajrzeliśmy, obejrzeliśmy z zewnątrz i pojechaliśmy dalej.
A żeby wpis nie był zbyt krótki to wrzucam kilka fotek :)
Wyżeranie truskawek :D
Więcej fotek: http://www.lasica.hostdmk.net/20120627/index.html
I mapka:
W każdym razie pobudka punkt 9 następnie jak zwykle kiepskie śniadanko, chwila na doprowadzenie się do porządku, jeszcze rzut oka na google - temperatura 14 stopni, wygrzebałem więc nakolanniki i wiatrówkę, które szybko na siebie założyłem i jestem gotowy do wyjścia... a nie, jeszcze opaska od pulsometru, damn it... trzeba zdejmować to wszystko z siebie zakłada opaskę, znów się ubierać, no ale nic, kilka chwil i już jestem na dole.
Jeszcze do ujęcia wody napełnić bukłak i prosto na r. Starzyńskiego, gdzie umówiłem się ze Sławkiem i jego Alumexowym kolegą - Maciejem.
Ze względu na dość intensywny wiatr nasz przewodnik uznał, że najsensowniej będzie dostać się pociągiem do Choszczówki i stamtąd rozpocząć wycieczkę.
Początek trasy to jazda w terenie, w zalesionym terenie, trochę piachu, momentami mogłoby się wydawać, że wyjechaliśmy z Mazowsza i dojechaliśmy co najmniej w góry świętokrzyskie - ostre podjazdy, ostre zjazdy i troszeczkę asfaltu :)
Pierwszy postój w Czerwińsku, gdzie zaopatrujemy się w prowiant i jedziemy na krótki popas na plaży:
Po chwili wytchnienia nie odjeżdżamy zbyt daleko, bo udajemy się na krótki rekonesans Bazyliki w Czerwińsku jak i pobliskich terenów.
Trzeba przyznać, że średniowieczna Bazylika robi spore wrażenie :)
Następny cel naszej wycieczki to Wyszogród, na samą myśl dojazdu do niego uśmiech pojawia się na naszych twarzach, gdyż w Wyszogrodzie po zapoznaniu się ze szczegółami Bitwy nad Bzurą przekraczamy Wisłę, co dla nas oznacza zbawienną jazdę z wiatrem, gdyż jak dotąd wiał on prosto w nasze twarze.
Od Wyszogrodu większość trasy to nudny asfalt, szuter i jazda po polach, więc za bardzo nie ma czego opisywać :)
Jedyna atrakcja warta wspomnienia to Kościół w Brochowie do którego zajrzeliśmy, obejrzeliśmy z zewnątrz i pojechaliśmy dalej.
A żeby wpis nie był zbyt krótki to wrzucam kilka fotek :)
Wyżeranie truskawek :D
Więcej fotek: http://www.lasica.hostdmk.net/20120627/index.html
I mapka:
Mały rekord dystansu - 16.06.2012
Sobota, 16 czerwca 2012 | dodano:16.06.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 154.00 | Km teren: | 80.00 | Czas: | 06:50 | km/h: | 22.54 |
Pr. maks.: | 40.00 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | 182( 88%) | HRavg | 150( 73%) |
Kalorie: | 4877kcal | Podjazdy: | 288m | Rower: | Merida 96 |
Kilka dni bez roweru, więc jakoś trzeba było to nadrobić, tak więc najłatwiej było umówić się ze Sławkiem i dystans 100+ był pewny, ale od początku...
Ten tydzień był paskudny, we środę miałem jechać na WKK, lało cały dzień, we czwartek Gravitan i znów lało, na szczęście przynajmniej na weekend prognozy były iście letnie i na szczęście sprawdziły się - od samego rana bezchmurne niebo, bardzo ciepło i lekki wiatr.
Rano standardowy program: pobudka, ogarnięcie się, śniadanie, przejrzenie internetu, ubranie się i spakowanie i w trasę, przed wyjściem jeszcze ważenie w ciuchach - 72,8 kg, sporo, aczkolwiek zobaczymy ile będzie po powrocie ;D
Szybkie wyjście z domu, 4 piętra po schodach w dół, jeszcze nabrać wody do plecaka i 16 km do umówionego miejsca spotkania, czyli pod kościół w Laskach.
Chwila oczekiwania i przyjeżdża Sławek a po chwili Marcin.
Na i problem... mokre plecy, mokra dupa, mokre pół plecaka, czyli coś z bukłakiem. Po wyjęciu krótka obdukcja i diagnoza: zniszczona uszczelka na łączeniu rurki z bukłakiem (ostatnio coś wężyk ciężko wchodził, no i już wiadome...), nie ma wyjścia - trzeba wylać wodę i póki jest czas iść do sklepu po picie, dzień zapowiada się bardzo gorąco, więc łatwo będzie się odwodnić.
Po małych zakupach jedziemy, do Kampinosu wjechać z Zaborówku, tempo raczej spokojne, wiadome, że dystans będzie raczej spory (przynajmniej dla mnie...), wiec bez zbędnego ścigania spokojnie jedziemy raczej ubitym terenem, chociaż po ostatnich opadach w niektórych miejscach ostało się trochę błota skutecznie utrudniając przejazd i brudząc dolne rury naszych rumaków, piachu nie było tragicznie dużo, chociaż tak jak błoto występował w kilku miejscach, jednak spokojnie praktycznie wszystko można było przejechać :)
Pierwszy sklep zaliczamy dopiero w Brochowie, uzupełniamy zapasy i siadamy na chwilę na ławkach delektując się lodami jak i widokami na piękny XVI-wieczny kościół:
Chwila odpoczynku i jedziemy dalej, aby po chwili wylądować nad Bzurą.
W zasadzie w drodze powrotnej zaliczamy jeszcze 3 postoje związane z zakupami - pierwszy w Farmułkach Królewskich, drugi w Górkach a trzeci gdzieś tam dalej ;)
Z Górek wracaliśmy asfaltem i wyszedł kolejny mój problem, mianowicie lubię niskie ciśnienie w oponach, jednak tym razem chyba nieco przesadziłem, w mocniejszych zakrętach opona po prostu uciekała mi na boki, co w pewnym stopniu groziło upadkiem, tak więc korzystając z ostatniego postoju dopompowałem tylną gumę ;)
Do domu praktycznie powrót już bez niespodzianek, Marcin odłączył się od nas w Sierakowie, ale wybaczamy mu, było mu już bardzo ciężko i pewnie nie chciał nas spowalniać :D
Ze Sławomirem częściowo terenem wróciliśmy do Warszawy, gdzie najkrótszą drogą dojechaliśmy do mostu Gdańskiego (w zasadzie to już mi też było ciężko i nie chciałem spowalniać Sławka, więc odłączył się niedaleko przed mostem), skąd powoli dotoczyłem się do domu.
Muszę przyznać, że dzisiejsza trasa solidnie dała mi w dupę, mimo to jestem bardzo zadowolony, bo to jak na razie najlepszy mój dystans, chociaż nigdy się nie nastawiam na pokonanie jak największej liczby kilometrów to daje to satysfakcję ;)
A w domu ponowne ważenie i równe 70 kg, więc prawie 3 kg lżej. Także drogie Panie korzystające z diet-cudów: rzućcie to w cholerę i dzwońcie do Sławka :)
Ten tydzień był paskudny, we środę miałem jechać na WKK, lało cały dzień, we czwartek Gravitan i znów lało, na szczęście przynajmniej na weekend prognozy były iście letnie i na szczęście sprawdziły się - od samego rana bezchmurne niebo, bardzo ciepło i lekki wiatr.
Rano standardowy program: pobudka, ogarnięcie się, śniadanie, przejrzenie internetu, ubranie się i spakowanie i w trasę, przed wyjściem jeszcze ważenie w ciuchach - 72,8 kg, sporo, aczkolwiek zobaczymy ile będzie po powrocie ;D
Szybkie wyjście z domu, 4 piętra po schodach w dół, jeszcze nabrać wody do plecaka i 16 km do umówionego miejsca spotkania, czyli pod kościół w Laskach.
Chwila oczekiwania i przyjeżdża Sławek a po chwili Marcin.
Na i problem... mokre plecy, mokra dupa, mokre pół plecaka, czyli coś z bukłakiem. Po wyjęciu krótka obdukcja i diagnoza: zniszczona uszczelka na łączeniu rurki z bukłakiem (ostatnio coś wężyk ciężko wchodził, no i już wiadome...), nie ma wyjścia - trzeba wylać wodę i póki jest czas iść do sklepu po picie, dzień zapowiada się bardzo gorąco, więc łatwo będzie się odwodnić.
Po małych zakupach jedziemy, do Kampinosu wjechać z Zaborówku, tempo raczej spokojne, wiadome, że dystans będzie raczej spory (przynajmniej dla mnie...), wiec bez zbędnego ścigania spokojnie jedziemy raczej ubitym terenem, chociaż po ostatnich opadach w niektórych miejscach ostało się trochę błota skutecznie utrudniając przejazd i brudząc dolne rury naszych rumaków, piachu nie było tragicznie dużo, chociaż tak jak błoto występował w kilku miejscach, jednak spokojnie praktycznie wszystko można było przejechać :)
Pierwszy sklep zaliczamy dopiero w Brochowie, uzupełniamy zapasy i siadamy na chwilę na ławkach delektując się lodami jak i widokami na piękny XVI-wieczny kościół:
Chwila odpoczynku i jedziemy dalej, aby po chwili wylądować nad Bzurą.
W zasadzie w drodze powrotnej zaliczamy jeszcze 3 postoje związane z zakupami - pierwszy w Farmułkach Królewskich, drugi w Górkach a trzeci gdzieś tam dalej ;)
Z Górek wracaliśmy asfaltem i wyszedł kolejny mój problem, mianowicie lubię niskie ciśnienie w oponach, jednak tym razem chyba nieco przesadziłem, w mocniejszych zakrętach opona po prostu uciekała mi na boki, co w pewnym stopniu groziło upadkiem, tak więc korzystając z ostatniego postoju dopompowałem tylną gumę ;)
Do domu praktycznie powrót już bez niespodzianek, Marcin odłączył się od nas w Sierakowie, ale wybaczamy mu, było mu już bardzo ciężko i pewnie nie chciał nas spowalniać :D
Ze Sławomirem częściowo terenem wróciliśmy do Warszawy, gdzie najkrótszą drogą dojechaliśmy do mostu Gdańskiego (w zasadzie to już mi też było ciężko i nie chciałem spowalniać Sławka, więc odłączył się niedaleko przed mostem), skąd powoli dotoczyłem się do domu.
Muszę przyznać, że dzisiejsza trasa solidnie dała mi w dupę, mimo to jestem bardzo zadowolony, bo to jak na razie najlepszy mój dystans, chociaż nigdy się nie nastawiam na pokonanie jak największej liczby kilometrów to daje to satysfakcję ;)
A w domu ponowne ważenie i równe 70 kg, więc prawie 3 kg lżej. Także drogie Panie korzystające z diet-cudów: rzućcie to w cholerę i dzwońcie do Sławka :)
MPK - 27.05.2012
Niedziela, 27 maja 2012 | dodano:28.05.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 140.00 | Km teren: | 70.00 | Czas: | 06:35 | km/h: | 21.27 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 21.0 | HRmax: | 179( 87%) | HRavg | 143( 69%) |
Kalorie: | 4239kcal | Podjazdy: | 460m | Rower: | Merida 96 |
KPN i 'okolice' - 05.05.2012
Sobota, 5 maja 2012 | dodano:05.05.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 114.20 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 05:05 | km/h: | 22.47 |
Pr. maks.: | 43.50 | Temperatura: | 26.0 | HRmax: | 182( 88%) | HRavg | 148( 72%) |
Kalorie: | 3715kcal | Podjazdy: | 254m | Rower: | Merida 96 |
Standardowa ustawka na forum, Marcin zwołał ludzi o 11 w Sierakowie przy sklepie, rano napisał do mnie jeszcze Łasica, żeby razem dojechać, ale nie wyszło z wzajemną komunikacją i pojechaliśmy oddzielnie, przy okazji rano na forum prowodyr całego zamieszania napisał, że go nie będzie :(
Jak zwykle dojechałem ze sporym zapasem czasu, więc usiadłem i czekałem... i czekałem... i czekałem... w końcu przyjechał Łasica i tylko on - wiadome co to oznacza: dystans 100+ i do tego mocne tempo :D
Poczekaliśmy kilka minut i po kwadransie od umówionej godziny pojechaliśmy. Pierwotny plan chyba zakładał Roztokę, szczebel i inne znane atrakcje, w każdym razie trasa została szybko zmodyfikowana i naszym celem był najpierw KPN a później Nowy Dwór i Lasy Chotomowskie. W Kampinosie przejechaliśmy odcinkami, które pierwszy raz widziałem, głównie bardzo fajne małe, interwałowe górki, kilka singli, w okolicy Truskawia zaliczyliśmy kilka mostków. Pierwszy (i chyba jedyny) postój zaliczyliśmy po ~60 km, chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów, zimny lodzik :)
Po tych przyjemnościach skierowaliśmy się do Nowego Dworu, po drodze zatrzymując się na 'wiadukcie', który pod wpływem przejeżdżających pod nim samochodów uginał się - ciekawe uczucie. W Nowym Dworze jeszcze wybór trasy, wariant krótszy zakładał ok 120 km, wariant dłuższy ok 150, mimo trudnej decyzji pojechaliśmy krótszą trasę zaliczając po drodze wiele atrakcji, chociażby przeprawę przez ekhm... dużą kałużę, którą próbowaliśmy jakoś obejść, ale i tak musieliśmy przejechać przez jej środek:
Udało się przebrnąć z suchymi butkami, do tego zaliczyliśmy bieg przez tory, bieg przez prywatną posesję odgrodzoną sznurkami na środku drogi :D
W Lasach Chotomowskich kilka razy przecięliśmy trasę przyszłotygodniowej Mazovii, ogólnie w lesie nie ma dużo piachu, całkiem przyjemnie się jechało, raczej mało singli. Do domu wróciliśmy wałem wzdłuż Wisły a później nadal wzdłuż Wisły, tylko normalną ścieżką :)
Co ciekawe, to 3 z rzędu wyjazd, gdzie HR Max wynosi dokładnie 182... :P
Jak zwykle dojechałem ze sporym zapasem czasu, więc usiadłem i czekałem... i czekałem... i czekałem... w końcu przyjechał Łasica i tylko on - wiadome co to oznacza: dystans 100+ i do tego mocne tempo :D
Poczekaliśmy kilka minut i po kwadransie od umówionej godziny pojechaliśmy. Pierwotny plan chyba zakładał Roztokę, szczebel i inne znane atrakcje, w każdym razie trasa została szybko zmodyfikowana i naszym celem był najpierw KPN a później Nowy Dwór i Lasy Chotomowskie. W Kampinosie przejechaliśmy odcinkami, które pierwszy raz widziałem, głównie bardzo fajne małe, interwałowe górki, kilka singli, w okolicy Truskawia zaliczyliśmy kilka mostków. Pierwszy (i chyba jedyny) postój zaliczyliśmy po ~60 km, chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów, zimny lodzik :)
Po tych przyjemnościach skierowaliśmy się do Nowego Dworu, po drodze zatrzymując się na 'wiadukcie', który pod wpływem przejeżdżających pod nim samochodów uginał się - ciekawe uczucie. W Nowym Dworze jeszcze wybór trasy, wariant krótszy zakładał ok 120 km, wariant dłuższy ok 150, mimo trudnej decyzji pojechaliśmy krótszą trasę zaliczając po drodze wiele atrakcji, chociażby przeprawę przez ekhm... dużą kałużę, którą próbowaliśmy jakoś obejść, ale i tak musieliśmy przejechać przez jej środek:
Udało się przebrnąć z suchymi butkami, do tego zaliczyliśmy bieg przez tory, bieg przez prywatną posesję odgrodzoną sznurkami na środku drogi :D
W Lasach Chotomowskich kilka razy przecięliśmy trasę przyszłotygodniowej Mazovii, ogólnie w lesie nie ma dużo piachu, całkiem przyjemnie się jechało, raczej mało singli. Do domu wróciliśmy wałem wzdłuż Wisły a później nadal wzdłuż Wisły, tylko normalną ścieżką :)
Co ciekawe, to 3 z rzędu wyjazd, gdzie HR Max wynosi dokładnie 182... :P
Kampinos, najdłuższy wyjazd w sezonie ;) - 16.07.2011
Sobota, 16 lipca 2011 | dodano:17.07.2011 Kategoria >100km, Trening
Km: | 115.04 | Km teren: | 89.00 | Czas: | 05:52 | km/h: | 19.61 |
Pr. maks.: | 49.28 | Temperatura: | 28.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Rockrider 5.2 custom - nie istnieje. |
Metro Młociny, jak zwykle o 10. druga grupa miała na nas czekać w Truskawiu o 11.
Na Młocinach spotkałem tylko Konrada, po kilku chwilach dojechał jeszcze Mariusz. Chwilkę poczekaliśmy i ruszyliśmy do Truskawia, jednak Konradowi nie chciało się z nami daleko jeździć i pojechał w stronę Sierakowa.
Z Mariuszem dojechaliśmy do Truskawia w 20 minut, więc mieliśmy jeszcze sporo czasu, wskoczyliśmy na czarny szlak, który okazał się nieprzejezdny - jedna, wielka kałuża, zatem wróciliśmy na parking. Pokręciliśmy się chwilę po Truskawiu, gdzie dołączył do nas Łukasz i ruszyliśmy na szlak.
Udaliśmy się do ulubionej budki wszystkich rowerzystów w Roztoce, gdzie uzupełniliśmy zapasy i pojechaliśmy dalej, kawałek czerwonym szlakiem, później na żółty. Chwilę pojechaliśmy żółtym, jednak po chwili zorientowaliśmy się, że nie wiemy, gdzie jesteśmy, Łukasz zaczął oglądać mapę, jednak akurat przejeżdżało dwóch gości na fullach Santa Cruz z Fox'ami po 140 i 150 mm skoku z przodu ;) Spytaliśmy, czy możemy się podłączyć i pojechaliśmy z nimi. Pojechaliśmy do Górek, gdzie koledzy pokazali nam fajnego singletracka, którego przejechaliśmy w obie strony. Wróciliśmy przez Roztokę do Truskawia przejeżdżając jeszcze fajnymi singletrackami.
Błędem było:
-zjedzenie dwóch bułek na śniadanie i wzięcie 2 bananów i 2 batonów na trasę
-brak kasy, czyli brak możliwości uzupełnienia zapasów na trasie
-wzięcie tylko 2 litrowego Camelbaka, który jednak na 8 godzin okazał się zbyt mały.
Z Młocin do domu ledwo dojechałem, dziwnie się czułem, przy 28 stopniach i pełnym słońcu było mi zimno, pewnie ze względu na małe odwodnienie :<
A do tego telefon zarejestrował tylko 63 km trasy : http://www.sportypal.com/Workouts/Details/1359401
Na Młocinach spotkałem tylko Konrada, po kilku chwilach dojechał jeszcze Mariusz. Chwilkę poczekaliśmy i ruszyliśmy do Truskawia, jednak Konradowi nie chciało się z nami daleko jeździć i pojechał w stronę Sierakowa.
Z Mariuszem dojechaliśmy do Truskawia w 20 minut, więc mieliśmy jeszcze sporo czasu, wskoczyliśmy na czarny szlak, który okazał się nieprzejezdny - jedna, wielka kałuża, zatem wróciliśmy na parking. Pokręciliśmy się chwilę po Truskawiu, gdzie dołączył do nas Łukasz i ruszyliśmy na szlak.
Udaliśmy się do ulubionej budki wszystkich rowerzystów w Roztoce, gdzie uzupełniliśmy zapasy i pojechaliśmy dalej, kawałek czerwonym szlakiem, później na żółty. Chwilę pojechaliśmy żółtym, jednak po chwili zorientowaliśmy się, że nie wiemy, gdzie jesteśmy, Łukasz zaczął oglądać mapę, jednak akurat przejeżdżało dwóch gości na fullach Santa Cruz z Fox'ami po 140 i 150 mm skoku z przodu ;) Spytaliśmy, czy możemy się podłączyć i pojechaliśmy z nimi. Pojechaliśmy do Górek, gdzie koledzy pokazali nam fajnego singletracka, którego przejechaliśmy w obie strony. Wróciliśmy przez Roztokę do Truskawia przejeżdżając jeszcze fajnymi singletrackami.
Błędem było:
-zjedzenie dwóch bułek na śniadanie i wzięcie 2 bananów i 2 batonów na trasę
-brak kasy, czyli brak możliwości uzupełnienia zapasów na trasie
-wzięcie tylko 2 litrowego Camelbaka, który jednak na 8 godzin okazał się zbyt mały.
Z Młocin do domu ledwo dojechałem, dziwnie się czułem, przy 28 stopniach i pełnym słońcu było mi zimno, pewnie ze względu na małe odwodnienie :<
A do tego telefon zarejestrował tylko 63 km trasy : http://www.sportypal.com/Workouts/Details/1359401