- Kategorie bloga:
- >100km.14
- 0-19km.23
- 20-39km.95
- 40-59km.96
- 60-79km.34
- 80-99km.20
- Inne.17
- Lajt.20
- Race Day.16
- Transportowo.13
- Trenażer.48
- Trening.154
- Wycieczka.12
Wpisy archiwalne w kategorii
>100km
Dystans całkowity: | 1660.87 km (w terenie 701.00 km; 42.21%) |
Czas w ruchu: | 76:32 |
Średnia prędkość: | 21.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.52 km/h |
Suma podjazdów: | 3637 m |
Maks. tętno maksymalne: | 188 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (79 %) |
Suma kalorii: | 36496 kcal |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 118.63 km i 5h 28m |
Więcej statystyk |
Kampinos + podjazdy - 14.05.2011
Sobota, 14 maja 2011 | dodano:15.05.2011 Kategoria >100km, Trening
Km: | 107.25 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 05:12 | km/h: | 20.62 |
Pr. maks.: | 47.92 | Temperatura: | 19.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Rockrider 5.2 custom - nie istnieje. |
Nowa manetka prawa Shimano Deore XT M770.
W zasadzie na początku były plany wyjazdu na XII Rajd Bielański, jednak po głębszym namyśle stwierdziłem, że to zbyt familijna impreza i pewnie tempo nie będzie zbyt satysfakcjonujące, cytując Piotrka, była to 'Masa Krytyczna po Kampinosie" :)
Wyjazd do Kampinosu z naszego standardowego miejsca, czyli metro Młociny. Jak się okazało na miejscu nie jest to jedynie nasz punkt zborny, bowiem zebrała się tam liczna grupa rowerzystów-wycieczkowiczów, którzy również udali się do Kampinosu, jednak inną trasą.
My dojechaliśmy do Truskawia, gdzie wskoczyliśmy w teren, bardzo przyjemny, ciepły i słoneczny dzień, prawie bezwietrzny. W samym lesie dużo ludzi, frekwencja na Rajdzie Bielańskim dopisała, minęliśmy kilka grupek, kilka osób trenujących, my jednak bez Artura jechaliśmy dosyć powoli i zwiedzaliśmy las.
Po raz pierwszy udało mi się zgubić, mianowicie cłopacy odjechali mi na piaszczystym podjeździe, tak, że myślałem, iż na szczycie odbili gdzieś na singletracka między drzewami, jednak na szczęście mieliśmy zasięg w telefonach i po krótkiej rozmowie zawrócili po mnie, jak się okazało pojechali prosto.
Dalej pojechaliśmy na polankę, na której na chwilę się zatrzymaliśmy, napiliśmy się, zjedliśmy, chwilę pogadaliśmy i dalej w trasę. Jadąc dalej spotkaliśmy bikera, który nas zatrzymał i spytał o drogę do szpitala, jakoś mu wytłumaczyłem, po czym szybko ruszył dalej, pomyśleliśmy, że jego kolega miał wypadek, jednak jak okazało się ~kilometr dalej zasłabł jakiś starszy męźczyzna. Na szczęście zebrała się mała grupka ludzi, która mu pomogła, jak dojechaliśmy, to gość był przytomny, poprosili nas tylko, żebyśmy zajechali do 'stróżówki' i poprosili o wezwanie karetki, gdyż sami mieli problem z komunikacją i nie byli w stanie określić położenia. Jakieś 1.5 km dalej znaleźliśmy chyba stadninę koni, czy coś takiego, poprosiliśmy jakiegoś tamtejszego kolesia o pomoc, który do nich udał się na wierzchowcu :)
Pojechaliśmy dalej, nieco się pokręciliśmy, po czym zaczeliśmy wracać, przy okazji Piotrek wpadł w błoto (tym razem byłem przygotowany i zlazłem z roweru nie ryzykując wpadnięcia tak jak ostatnio - w błoto prosto na mordę :D), ale przy małej prędkości i boczkiem, jeszcze się przytrzymał ręką, więc nawet specjalnie się nie ubrudził. Wróciliśmy do Warszawy po drodze mijając hordy ludzi z Rajdu Bielańskiego.
Ja udałem się jeszcze na Agrykolę zrobić kilka podjazdów, mimo 80 km w nogach zrobiłem 5 podjazdów, w tym podjazdy na jednej nodze, więc skoro dałem radę to chyba nie jest tak tragicznie. Pokręciłem się jeszcze po mieście, żeby dobić do setki, w taki ładny dzień było to czystą przyjemnością, biorąc pod uwagę, że przez tydzień walczyłem z menetką :)
Wracając do domu zajechałem na stację benzynową do kompresora, z ciekawości zobaczyć ciśnienie w kołach, myślałem, że mam coś ok 2.2/2.4 atm. okazało się, że mam 2.0/1.6 atm. - aż dziwne, że obyło się bez snake'a, jednak Karma pod względem przebijalności jest niezła ^^
Tym razem niestety bez mapki, nie wiem, czy to brak update'a QuickGPS'a, czy przez co, ale ani Endomondo, ani Sportypal nie mogły złapać fix'a :(
W zasadzie na początku były plany wyjazdu na XII Rajd Bielański, jednak po głębszym namyśle stwierdziłem, że to zbyt familijna impreza i pewnie tempo nie będzie zbyt satysfakcjonujące, cytując Piotrka, była to 'Masa Krytyczna po Kampinosie" :)
Wyjazd do Kampinosu z naszego standardowego miejsca, czyli metro Młociny. Jak się okazało na miejscu nie jest to jedynie nasz punkt zborny, bowiem zebrała się tam liczna grupa rowerzystów-wycieczkowiczów, którzy również udali się do Kampinosu, jednak inną trasą.
My dojechaliśmy do Truskawia, gdzie wskoczyliśmy w teren, bardzo przyjemny, ciepły i słoneczny dzień, prawie bezwietrzny. W samym lesie dużo ludzi, frekwencja na Rajdzie Bielańskim dopisała, minęliśmy kilka grupek, kilka osób trenujących, my jednak bez Artura jechaliśmy dosyć powoli i zwiedzaliśmy las.
Po raz pierwszy udało mi się zgubić, mianowicie cłopacy odjechali mi na piaszczystym podjeździe, tak, że myślałem, iż na szczycie odbili gdzieś na singletracka między drzewami, jednak na szczęście mieliśmy zasięg w telefonach i po krótkiej rozmowie zawrócili po mnie, jak się okazało pojechali prosto.
Dalej pojechaliśmy na polankę, na której na chwilę się zatrzymaliśmy, napiliśmy się, zjedliśmy, chwilę pogadaliśmy i dalej w trasę. Jadąc dalej spotkaliśmy bikera, który nas zatrzymał i spytał o drogę do szpitala, jakoś mu wytłumaczyłem, po czym szybko ruszył dalej, pomyśleliśmy, że jego kolega miał wypadek, jednak jak okazało się ~kilometr dalej zasłabł jakiś starszy męźczyzna. Na szczęście zebrała się mała grupka ludzi, która mu pomogła, jak dojechaliśmy, to gość był przytomny, poprosili nas tylko, żebyśmy zajechali do 'stróżówki' i poprosili o wezwanie karetki, gdyż sami mieli problem z komunikacją i nie byli w stanie określić położenia. Jakieś 1.5 km dalej znaleźliśmy chyba stadninę koni, czy coś takiego, poprosiliśmy jakiegoś tamtejszego kolesia o pomoc, który do nich udał się na wierzchowcu :)
Pojechaliśmy dalej, nieco się pokręciliśmy, po czym zaczeliśmy wracać, przy okazji Piotrek wpadł w błoto (tym razem byłem przygotowany i zlazłem z roweru nie ryzykując wpadnięcia tak jak ostatnio - w błoto prosto na mordę :D), ale przy małej prędkości i boczkiem, jeszcze się przytrzymał ręką, więc nawet specjalnie się nie ubrudził. Wróciliśmy do Warszawy po drodze mijając hordy ludzi z Rajdu Bielańskiego.
Ja udałem się jeszcze na Agrykolę zrobić kilka podjazdów, mimo 80 km w nogach zrobiłem 5 podjazdów, w tym podjazdy na jednej nodze, więc skoro dałem radę to chyba nie jest tak tragicznie. Pokręciłem się jeszcze po mieście, żeby dobić do setki, w taki ładny dzień było to czystą przyjemnością, biorąc pod uwagę, że przez tydzień walczyłem z menetką :)
Wracając do domu zajechałem na stację benzynową do kompresora, z ciekawości zobaczyć ciśnienie w kołach, myślałem, że mam coś ok 2.2/2.4 atm. okazało się, że mam 2.0/1.6 atm. - aż dziwne, że obyło się bez snake'a, jednak Karma pod względem przebijalności jest niezła ^^
Tym razem niestety bez mapki, nie wiem, czy to brak update'a QuickGPS'a, czy przez co, ale ani Endomondo, ani Sportypal nie mogły złapać fix'a :(
Gleba w błoto i rozwalone Cranki :[
Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano:10.04.2011 Kategoria >100km, Trening
Km: | 107.36 | Km teren: | 70.00 | Czas: | 06:05 | km/h: | 17.65 |
Pr. maks.: | 47.15 | Temperatura: | 7.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Rockrider 5.2 custom - nie istnieje. |
Umówiliśmy się z Arturem tam gdzie zwykle jadąc do Kampinosu, czyli metro młociny o 12.30. Pogoda z rana co prawda nie była najlepsza i nawet jadąc do metra lekko kropiło, do tego wiatr ok 35kmph z północy, ale nie było źle a nawet było dość przyjemnie. Wychodząc z domu w pościechu zapomniałem dość istonej rzeczy - jedzenia, co później okazało się dość istotnym czynnikiem spowalniającym.
W sumie najpierw troszkę asfaltu, po czym wskoczyliśmy w teren, gdzie jak głosiły tabliczki: "UWAGA! Teren okresowo podtopiony. Przejście utrudnione" i faktycznie, momentami bardzo dużo błota, część przejechaliśmy, część przeszliśmy, oczywiście widząc ostatnią błotnistą kałużę postanowiłem ją przejechać - toszkę za późno przeniosłem środek ciężkości do tyłu i jakby to powiedzieć ... wbiłem się w mały błotnisty podjazd, po czym poleciałem na bok, na szczęście nie cały, bo zdążyłem się wypiąć i podeprzeć ręką, ale cały but, jego zawartość, kawałek nogawki i rękawiczka, wszystko mokre i brudne. W międzyczasie się przejaśniło i nawet słońce wyłoniło się zza chmur, przez co jechało się na prawdę przyjemnie. Dalej dużo terenu, mało asfaltu, po czym dojechaliśmy do chyba znanej wszystkim okolicznym rowerzystom, którą lubią bojkowotać w okresie letnim - budki w Roztoce, gdzie oprócz nas zatrzymał się jakiś kolega na 29'rze. Kupiłem batona, zjadłem, chwilkę odpoczeliśmy i dalej w drogę. Kilka większych podjazdów, kilka mniejszych, trochę zjazdów, trochę piacho, jednym słowem teren. Kawałek dalej znów trafiliśmy na błotnisty odcinek, gdzie minęliśmy się z kolegą na 29"rze :)
Jako, że miałem już dość mało energii i byłem nieco głodny zajechaliśmy do wiejskiego sklepiku, w którym kupiliśmy kolejny posiłem złożony w większości z cukrów, który niezwłocznie skonsumowaliśmy. Posileni ruszyliśmy w dalszą drogę, ku wydmom, po których jechało się super, singletrack, szybkie zakręty, zjazdy, czyli kwintesencja MTB. Niedługo potem zatrzymaliśmy się na chwilkę, aby zsynchronizować się z GPSem, który dzielnie nas prowadził. Artur ruszył dalej, ja za nim, lecz o dziwo nie mogłem trafić blokiem w pedał, po dziesiątkach prób, spojrzałem na pedał, po czym okazało się, że w moim ubijaku pękła sprężyna:
Cudnie ... do domu 30km, z czego połowa w terenie, z ubijaków raczej marna platforma, no ale trzeba jechać. Kręcac jedną nogą i podpierając się drugą, jakoś jechałem dalej, chociaż trzeba przyznać, że przyzwyczajenie do ciągnięcia pedału do góry było dość mocne i noga z mikroskopijnej platformy-ubijaka sama szła do góry, po czym lądowała z powrotem na pedale.
W sumie dalej żadnych niespodzianek nie było, na szczęście teren był lekki, nie było za dużo szybkich odcinków, ani podjazdów, więc jakoś dało się jechać, jedynie znów jeden błotnisty odcinek, ale jakoś udało się go przekroczyć, po czym za chwilkę wjechaliśmy na asfalt i po nim wróciliśmy do domu :)
BTW: Miałem odpalonego SprotyPal'a, jednak jechaliśmy dość wolno (z mojej winy) i bateria się wyczerpała, wydaje mi się, że w momencie wyłączania telefonu sportypal troszkę się wykrzaczył, zresztą sami to zobaczcie: http://www.sportypal.com/Workouts/Details/1047593 raczej nie jechałem 41000km/h i nie dojechałem w okolice Krakowa :P
Przy okazji przetestowałem nowe opony w terenie i tak:
IRC Mythos XC II 2.1 zwijany (Przedni):
+ Bardzo małe opory toczenia
+ Szybkie czyszczenie z błota
+ Niska cena
+/- Miękka mieszanka - ciężko na asfalcie zablokować przednie koło, lecz pewnie szybko się zużyje.
+/- Wysoki bieżnik - w suchym terenie sprawuje się super, na piachu przyzwoicie, za to w błocie ma potężne opory
- Stosunkowo wysoka waga : 551g
- Nie buczy tak fajnie na asfalcie, nawet przy 40kmph :(
Kenda Karma 2.0 zwijana (Tył):
+ Małe opory toczenia
+ Przyzwoita waga : 509g (Dostałem chyba najcięży egzemplarz :f)
+ Niska cena
+ Dość szybkie czyszczenie z błota
+ Twarda mieszanka, pewnie wolno się zużyje, do tego z tyłu czasem warto mieć możliwość zblokowania koła
- Tragedia w piachu, kompletny brak przyczepności
- Też nie buczy :[
Całkiem sensowny komplet opon w bardzo przyzwoitej cenie :)
W sumie najpierw troszkę asfaltu, po czym wskoczyliśmy w teren, gdzie jak głosiły tabliczki: "UWAGA! Teren okresowo podtopiony. Przejście utrudnione" i faktycznie, momentami bardzo dużo błota, część przejechaliśmy, część przeszliśmy, oczywiście widząc ostatnią błotnistą kałużę postanowiłem ją przejechać - toszkę za późno przeniosłem środek ciężkości do tyłu i jakby to powiedzieć ... wbiłem się w mały błotnisty podjazd, po czym poleciałem na bok, na szczęście nie cały, bo zdążyłem się wypiąć i podeprzeć ręką, ale cały but, jego zawartość, kawałek nogawki i rękawiczka, wszystko mokre i brudne. W międzyczasie się przejaśniło i nawet słońce wyłoniło się zza chmur, przez co jechało się na prawdę przyjemnie. Dalej dużo terenu, mało asfaltu, po czym dojechaliśmy do chyba znanej wszystkim okolicznym rowerzystom, którą lubią bojkowotać w okresie letnim - budki w Roztoce, gdzie oprócz nas zatrzymał się jakiś kolega na 29'rze. Kupiłem batona, zjadłem, chwilkę odpoczeliśmy i dalej w drogę. Kilka większych podjazdów, kilka mniejszych, trochę zjazdów, trochę piacho, jednym słowem teren. Kawałek dalej znów trafiliśmy na błotnisty odcinek, gdzie minęliśmy się z kolegą na 29"rze :)
Jako, że miałem już dość mało energii i byłem nieco głodny zajechaliśmy do wiejskiego sklepiku, w którym kupiliśmy kolejny posiłem złożony w większości z cukrów, który niezwłocznie skonsumowaliśmy. Posileni ruszyliśmy w dalszą drogę, ku wydmom, po których jechało się super, singletrack, szybkie zakręty, zjazdy, czyli kwintesencja MTB. Niedługo potem zatrzymaliśmy się na chwilkę, aby zsynchronizować się z GPSem, który dzielnie nas prowadził. Artur ruszył dalej, ja za nim, lecz o dziwo nie mogłem trafić blokiem w pedał, po dziesiątkach prób, spojrzałem na pedał, po czym okazało się, że w moim ubijaku pękła sprężyna:
Cudnie ... do domu 30km, z czego połowa w terenie, z ubijaków raczej marna platforma, no ale trzeba jechać. Kręcac jedną nogą i podpierając się drugą, jakoś jechałem dalej, chociaż trzeba przyznać, że przyzwyczajenie do ciągnięcia pedału do góry było dość mocne i noga z mikroskopijnej platformy-ubijaka sama szła do góry, po czym lądowała z powrotem na pedale.
W sumie dalej żadnych niespodzianek nie było, na szczęście teren był lekki, nie było za dużo szybkich odcinków, ani podjazdów, więc jakoś dało się jechać, jedynie znów jeden błotnisty odcinek, ale jakoś udało się go przekroczyć, po czym za chwilkę wjechaliśmy na asfalt i po nim wróciliśmy do domu :)
BTW: Miałem odpalonego SprotyPal'a, jednak jechaliśmy dość wolno (z mojej winy) i bateria się wyczerpała, wydaje mi się, że w momencie wyłączania telefonu sportypal troszkę się wykrzaczył, zresztą sami to zobaczcie: http://www.sportypal.com/Workouts/Details/1047593 raczej nie jechałem 41000km/h i nie dojechałem w okolice Krakowa :P
Przy okazji przetestowałem nowe opony w terenie i tak:
IRC Mythos XC II 2.1 zwijany (Przedni):
+ Bardzo małe opory toczenia
+ Szybkie czyszczenie z błota
+ Niska cena
+/- Miękka mieszanka - ciężko na asfalcie zablokować przednie koło, lecz pewnie szybko się zużyje.
+/- Wysoki bieżnik - w suchym terenie sprawuje się super, na piachu przyzwoicie, za to w błocie ma potężne opory
- Stosunkowo wysoka waga : 551g
- Nie buczy tak fajnie na asfalcie, nawet przy 40kmph :(
Kenda Karma 2.0 zwijana (Tył):
+ Małe opory toczenia
+ Przyzwoita waga : 509g (Dostałem chyba najcięży egzemplarz :f)
+ Niska cena
+ Dość szybkie czyszczenie z błota
+ Twarda mieszanka, pewnie wolno się zużyje, do tego z tyłu czasem warto mieć możliwość zblokowania koła
- Tragedia w piachu, kompletny brak przyczepności
- Też nie buczy :[
Całkiem sensowny komplet opon w bardzo przyzwoitej cenie :)
27.03.2011
Niedziela, 27 marca 2011 | dodano:28.03.2011 Kategoria >100km, Trening
Km: | 100.25 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:14 | km/h: | 23.68 |
Pr. maks.: | 57.52 | Temperatura: | 6.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 2699kcal | Podjazdy: | 277m | Rower: | Rockrider 5.2 custom - nie istnieje. |
Całkiem ładna pogoda, słonecznie, chociaż zimny wiatr.
Najpierw udałem się w stronę Legionowa, dzięki czemu miałem delikatny wiatr w plecy, w sumie jechało się bardzo przyjemnie, później powrót do WWy. Przy okazji zrobiłem sobie 5 podjazdów na Agry, trochę się pokręciłem i powoli wracałem do domu. Na Poniatowskim wskoczyłem sobie za autobus, więc nieco odpocząłem. Kilka km od domu spojrzałem na licznik, który wskazywał coś ok. 85km, więc pokręciłem się po okolicy i dobiłem do 100 :)
Zastanawiam się, czy gdyby oglądał tą mapkę ktoś związany z jakiejś drogówki czy czegoś podobnego to mógłbym dostać mandat? :P
Na mapce ewidentnie widać gdzie jechałem a którędy mogłem jechać :)
Najpierw udałem się w stronę Legionowa, dzięki czemu miałem delikatny wiatr w plecy, w sumie jechało się bardzo przyjemnie, później powrót do WWy. Przy okazji zrobiłem sobie 5 podjazdów na Agry, trochę się pokręciłem i powoli wracałem do domu. Na Poniatowskim wskoczyłem sobie za autobus, więc nieco odpocząłem. Kilka km od domu spojrzałem na licznik, który wskazywał coś ok. 85km, więc pokręciłem się po okolicy i dobiłem do 100 :)
Zastanawiam się, czy gdyby oglądał tą mapkę ktoś związany z jakiejś drogówki czy czegoś podobnego to mógłbym dostać mandat? :P
Na mapce ewidentnie widać gdzie jechałem a którędy mogłem jechać :)
Pierwsza setka w tym roku :]
Niedziela, 20 marca 2011 | dodano:20.03.2011 Kategoria >100km, Trening
Km: | 103.77 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 04:37 | km/h: | 22.48 |
Pr. maks.: | 45.57 | Temperatura: | 6.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 2848kcal | Podjazdy: | 218m | Rower: | Rockrider 5.2 custom - nie istnieje. |
Pierwsza setka w 2011 zrobiona wraz z kolegami z forumrowerowego.org :]
Umówiliśmy się o 10 pod Rotundą, oczywiście miałem małe problemy pod drodze - złapałem gumę na moście Poniatowskiego, ale szybka wymiana dętki i jazda dalej (przy okazji zgubiłem nowiutkie korki), na szczęście koledzy poczekali a i jeszcze po moim przyjeździe musieliśmy chwilę poczekać na 'organizatora' - iksC, poczekaliśmy i ruszyliśmy :)
Z racji tego, że podręczną pompką udało mi się nabić slicki do max 4 atm, czyli połowy normalnego ciśnienia musieliśmy zachaczyć o kompresor na stacji co uczyniliśmy, szkoda tylko, że kompresor pompował max do 3 atm. co poskutkowało zmniejszeniem ciśnienia w dętce, trudno - pojechaliśmy dalej. Po drodze oczywiście nie obyło się bez kolejnych drobnych problemów technicznych, Artur (iksC) musiał dopompować swoją malutką pompeczką swoje dętki, a Piotrek (bobiik) miał problemy z tylną zmieniarką, mimo tego musieliśmy jechać dalej :)
Forma po zimie jednak była obniżona, przez co musieliśmy robić co jakiś czas małe postoje, mimo tego mielismy dość dobre tempo.
Mała uwaga: slicki (w tym jeden założony odwrotnie) są <b>beznadziejne</b> w błocie, a błoto było i to przez dość długi odcinek, ale dałem radę, przynajmniej potrenowałem jazdę w poślizgu :)
Dojechaliśmy do Czerska, gdzie udaliśmy się na zamek, gdzie zrobiliśmy dłuższy postój połączony z podziwianiem widoków.
Wracając z Czerska przekroczyliśmy Wisłę w Górze Kalwari i dalej w zasadzie ciągle jechaliśmy szosą, dość zmęczeni mieliśmy dość kiepskie tempo, bo wychodziło ok 25kmph.
Tomek (Nexus6) skręcił w Otwocku celem powrotu pociągiem, my jednak kontynuowaliśmy jazdę nudną szosą. Dalej Piotrek odłączył się już w Warszawie, aby powrócić autobusem, jednak niewiele zaoszczędził czasu, gdyż autobus na żądanie po prostu się nie zatrzymał :] Następnie Artur odłączył się nieopodal mostu Siekierkowskiego, chwilę później Michał pojechał w swoim kierunku, a ja samotnie wróciłem do domku :)
A w domku ...
:)
I mapka całego wyjazdu:
Umówiliśmy się o 10 pod Rotundą, oczywiście miałem małe problemy pod drodze - złapałem gumę na moście Poniatowskiego, ale szybka wymiana dętki i jazda dalej (przy okazji zgubiłem nowiutkie korki), na szczęście koledzy poczekali a i jeszcze po moim przyjeździe musieliśmy chwilę poczekać na 'organizatora' - iksC, poczekaliśmy i ruszyliśmy :)
Z racji tego, że podręczną pompką udało mi się nabić slicki do max 4 atm, czyli połowy normalnego ciśnienia musieliśmy zachaczyć o kompresor na stacji co uczyniliśmy, szkoda tylko, że kompresor pompował max do 3 atm. co poskutkowało zmniejszeniem ciśnienia w dętce, trudno - pojechaliśmy dalej. Po drodze oczywiście nie obyło się bez kolejnych drobnych problemów technicznych, Artur (iksC) musiał dopompować swoją malutką pompeczką swoje dętki, a Piotrek (bobiik) miał problemy z tylną zmieniarką, mimo tego musieliśmy jechać dalej :)
Forma po zimie jednak była obniżona, przez co musieliśmy robić co jakiś czas małe postoje, mimo tego mielismy dość dobre tempo.
Mała uwaga: slicki (w tym jeden założony odwrotnie) są <b>beznadziejne</b> w błocie, a błoto było i to przez dość długi odcinek, ale dałem radę, przynajmniej potrenowałem jazdę w poślizgu :)
Dojechaliśmy do Czerska, gdzie udaliśmy się na zamek, gdzie zrobiliśmy dłuższy postój połączony z podziwianiem widoków.
Wracając z Czerska przekroczyliśmy Wisłę w Górze Kalwari i dalej w zasadzie ciągle jechaliśmy szosą, dość zmęczeni mieliśmy dość kiepskie tempo, bo wychodziło ok 25kmph.
Tomek (Nexus6) skręcił w Otwocku celem powrotu pociągiem, my jednak kontynuowaliśmy jazdę nudną szosą. Dalej Piotrek odłączył się już w Warszawie, aby powrócić autobusem, jednak niewiele zaoszczędził czasu, gdyż autobus na żądanie po prostu się nie zatrzymał :] Następnie Artur odłączył się nieopodal mostu Siekierkowskiego, chwilę później Michał pojechał w swoim kierunku, a ja samotnie wróciłem do domku :)
A w domku ...
:)
I mapka całego wyjazdu: