Info

baton rowerowy bikestats.pl

 Moje rowery

Merida Road 880 13592 km
Merida 96 6686 km
Rockrider 5.2 custom - nie istnieje. 8730 km

 Znajomi

wszyscy znajomi(22)

 Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

Race Day

Dystans całkowity:835.00 km (w terenie 677.00 km; 81.08%)
Czas w ruchu:37:24
Średnia prędkość:22.33 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:4027 m
Maks. tętno maksymalne:199 (100 %)
Maks. tętno średnie:190 (95 %)
Suma kalorii:33728 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:52.19 km i 2h 20m
Więcej statystyk

PolandBike, Długosiodło - 20.05.2012

Niedziela, 20 maja 2012 | dodano:20.05.2012 Kategoria 40-59km, Race Day
Km:58.00 Km teren:50.00 Czas:02:23km/h:24.34
Pr. maks.:0.00Temperatura:26.0 HRmax:190( 92%)HRavg174( 84%)
Kalorie: 2175kcalPodjazdy:200mRower:Merida 96
Długosiodło, pierwsze co przychodzi na myśl to 'gdzie do cholery to jest', szybkie odpytanie google maps i już wiadomo - Długosiodło to kompletne zadupie, fakt ten sprawia, że dojazd tam transportem publicznym jest praktycznie niemożliwy, na szczęście forum PolandBike przyszło mi z pomocą napisałem temat, kilka osób odpisało, zadzwoniłem do Piotrka, no i jesteśmy umówieni, co prawda trzeba dojechać na Kabaty, ale metro kursuje normalnie, więc to nie problem.
W piątek, na ostatnią chwilę, bo w godzinach wieczornych kurier przywiózł mi żele energetyczne - na szczęście przed maratonem a nie po nim, w sobotę krótka rozgrzewka, pakowanie i wcześniejsze pójście spać.
Od samego rana (już w niedzielę) genialna pogoda, co prawda mogłoby być pochmurnie, aczkolwiek 26 stopni to dobra temperatura na ściganie, jedyne co mogło przeszkadzać to wiatr, jak zwykle wiał tylko w twarz, w plecy w ogóle :)
W każdym razie dojechałem metrem na Kabaty, gdzie czekał już Piotrek, jak się okazało miały jechać z nami jeszcze 2 koleżanki, no ale wybrały Noc Muzeów, no i pojechaliśmy sami.
W dobrym towarzystwie i z dobrymi humorami dojechaliśmy do Długosiodła dość wcześnie, bo prawie 2 godziny przed startem, chwilę posiedzieliśmy, poskręcaliśmy rowery, krótka rozgrzewka - sprawdzenie początku trasy i w sektory.
Przy okazji zaciął się pulsometr, więc co, więc przydałaby się ponowna synchronizacja, nie mając instrukcji pod ręką przycisnąłem 4 guziki na raz - błąd! Wszystko się zresetowało i trzeba było ustawiać, aczkolwiek cel został osiągnięty, pulsometr się dobrze zsynchronizował.
W sektorach jeszcze chwila oczekiwania na młodych zawodników z dystansu Fan i start.
Od samego startu bardzo mocne tempo, po 18 minutach na liczniku miałem ponad 10 km, 30 minut od startu z ciekawości sprawdziłem średni puls (że niby test Friela), wyszło 182 - sporo, bo w teście z marca miałem 178, widać postęp jest.

Na odcinku od 12 do 14 km zapowiadany był singiel, więc standardowo chciałem wyprzedzić jak najwięcej ludzi, żeby było mniej blokowania i mniejsza strata. Niestety rzeczony singiel okazał się doubletrackiem, więc mój plan kompletnie nie wypalił, do tego byłem mocno zmęczony gonitwą. Ogólnie trasa dość piaszczysta, chociaż było również sporo asfaltów. W zasadzie było płasko, więc nie ma czego specjalnie opisywać, starałem się jechać, aczkolwiek z braku sił szło średnio, podłączyłem się do grupki z kilkoma zawodnikami i z nimi jechałem z 10 km, na ok 40 km bardzo fajna sekcja podjazdów, gdzie najbardziej stromy miał 11% nachylenia a i tak większość tam prowadziła - na szczęście jakoś tak dziwnie mam, że pod koniec mam zapas siły, więc ową grupkę powyprzedzałem i dalej jechałem sam, by dosłownie 2-3 km przed metą podłączyć się jeszcze do 2 zawodników, z którymi przejechałem metę.

Natomiast ciekawe zdarzenie miało miejsce 6-7 km przed metą, mianowicie jechałem jakieś 20-30 m za grupą 2 zawodników, którzy na rozwidleniu skręcili w lewo mimo, że oznakowanie w tym miejscu było bardzo wyraźne (ja zauważyłem :D), krzyknąłem za nimi i zauważyli, aczkolwiek stracili sporo czasu na tyle, że finiszowali za mną, a później na forum płacz, że oznakowanie kiepskie ;F
A po finiszu prawie od razu z Piotrkiem zawinęliśmy się do domu.

A na koniec wpisu bardzo fajny kawałek, który miałem okazję usłyszeć i zapamiętać tytuł w korku pod Warszawą (kawałek z tych, który każdy zna a nikt nie kojarzy tytułu):

Mazovia - Legionowo - 13.05.2012

Niedziela, 13 maja 2012 | dodano:13.05.2012 Kategoria 40-59km, Race Day
Km:55.00 Km teren:52.00 Czas:02:19km/h:23.74
Pr. maks.:0.00Temperatura:11.0 HRmax:189( 92%)HRavg170( 82%)
Kalorie: 2069kcalPodjazdy:170mRower:Merida 96
Przygotowania do startu już od kilku dni - ładowanie węglowodanami, wczorajsza rozgrzewka, przygotowanie sprzętu, który jak się okazało przygotowany był idealnie :)
Od rada pogoda bardzo dobra na ściganie - ok 10-11 stopni, pochmurnie, ale bez opadów, bezwietrznie, chociaż myślałem, że pojadę w krótkich spodenkach, ale było fajnie :)
Z Piotrkiem umówiliśmy się przy Żabie, dojechaliśmy na PKP Warszawa Praga i po kilku chwilach jechaliśmy KM-ką w kierunku Legionowa. Wysiedliśmy w miejscu przeznaczenia i kierując się za innymi rowerzystami dojechaliśmy do miasteczka Mazovii, gdzie od razu wpadliśmy na Łukasza - biedny chłopak stał w kilometrowej kolejce, żeby zapisać się na start :)
Ogólnie przed startem zdążyliśmy jeszcze pójść do wozu technicznego Łukasza, gdzie zostawiliśmy zbędny sprzęt, przy okazji pożyczyłem komin do korby i szybko na start.
Na starcie trochę późno się ustawiłem, bo nawet nie zmieściłem się do sektora :)
Po starcie 4 sektorów przyszedł czas na nas, od razu po wystartowaniu wyszedł mój pierwszy błąd - nie wrzuciłem z przodu łańcucha na blat i przy zmianie łańcuch spadł na zewnątrz, na szczęście zrzuciłem przerzutkę na środkową zębatkę, zakręciłem, wrzuciłem z powrotem na blat i było ok. Start standardowy - jazda > 40kmph po asfalcie, choć w tym wypadku asfaltu było mało, bo raptem kilometr, dalej dość szeroko, jednak dziurawo, szutrowo i szybko.
Po bardzo szybkich 6 km przyszedł czas na zwolnienie, zwężenie drogi okazało się niestety omijaniem nieprzytomnego zawodnika (podobno problemy z sercem, na szczęście kolega obudził się w szpitalu). Po kilku kolejnych kilometrach przyszedł czas na pierwsze podjazdy i zjazdy, mimo że nie było bardzo stromo (15% może było) to niektórzy schodzili i prowadzili, jednak na podjazdach dzięki nowemu napędowi, który tym razem nie przeskakiwał mogłem mocniej depnąć :)
Dalej w sumie nic specjalnego się nie działo, na piaszczystym niepodjeżdżalnym, piaszczystym podjeździe dwukrotnie wyprzedziłem kilku zawodników, oprócz tego kilka interwałowych podjazdów, kilka nawet przyzwoitych singielków, szczególnie przy końcu trasy. Ogólnie tym razem na trasie było sporo blokowania, kilka razy jechałem w grupie, jednak straciłem przez to sporo czasu.
Na drugim bufecie dorwałem żel z zamiarem wciągnięcia go jakieś 15 km przed metą i przez ostatnie 10 km mocniejszego depnięcia. Mój plan został pokrzyżowany przez organizatorów, trochę przykro mi było jak po przejechaniu mocnych 3 km zobaczyłem tabliczkę '1 Km do mety' no kuźwa, miało być 60 km a jest 55, jak dla mnie porażka. Sam finisz niestety samotny, 600 m przed metą jakiś ktoś krzyczał o pozostałym dystansie, no to co? No to ciśniem! Dojechałem do grupki 2 zawodników, to myślałem, że chociaż powalczą, a tu dupa, nie chcieli się ścigać na finiszu, a szkoda, bo taka bezpośrednia rywalizacja, czy to wygrana, czy nie jest na prawdę bardzo przyjemna :)
Po finiszu oczywiście chwila pogawędki, makraonik, izotoniczek, owocki i ciasto.
W każdym razie jestem dziś z siebie zadowolony, co prawda nie pojechałem na 100%, ale udało się awansować do 3. sektora, więc w Toruniu będzie tylko lepiej!

PolandBike, Nowy Dwór Mazowiecki - 21.04.2012

Sobota, 21 kwietnia 2012 | dodano:21.04.2012 Kategoria 40-59km, Race Day
Km:55.00 Km teren:45.00 Czas:02:30km/h:22.00
Pr. maks.:52.00Temperatura:21.0 HRmax:191( 93%)HRavg175( 85%)
Kalorie: 2257kcalPodjazdy:400mRower:Merida 96
Idealny dzień na ściganie - pogoda od samego rana genialna, dość ciepło, brak wiatru, słonecznie.
Niestety do Nowego Dworu pojechałem sam, miał jechać jeszcze Bartek, ale niestety się rozchorował, więc pozostał mi transport kolejowy, który okazał się całkiem przyjemy. O 9.54 punktualnie przyjechał pociąg KM, w środku zaledwie kilku rowerzystów i mało ludzi, po 30 minutach byłem już u celu a do tego chcąc kupić bilet u 'kierownika pociągu' (jak to dumnie brzmi ;D) nie dostałem takiej okazji, więc przejechałem się za darmo.
Po przybyciu krótki kawałek do miasteczka PB, które było ulokowane w twierdzy Modlin, jak się później okazało świetnym miejscu na maraton. Po przybyciu do miasteczka miałem jeszcze godzinę wolnego czasu, więc sprawdziłem sektor startowy, potwierdziłem brak konieczności potwierdzania startu, obejrzałem start młodych kolarzy, zrobiłem rozgrzewkę i poszedłem ustawić się do sektora.
Oczywiście jak zawsze nie zabrakło wątpliwości związanych z prawidłowym ustawieniem w sektorach.
Po starcie od razu podjazd pod górę, dalej szybko asfaltem, by po kilku kilometrach wjechać w teren - 'mordercę dętek', trzeba było przejechać po kamieniach, było trochę porozbijanego szkła, więc bezdętkowcy mieli zdecydowaną przewagę, co widać było po liczbie ludzi desperacko zmieniających dętki. Dalej dość szybko, szeroko, częściowo asfaltem i tak szeroko było praktycznie przez cały czas z drobnymi wyjątkami - był jeden mały, lekko techniczny singiel, był kawałek błotnisty, choć do pokonania z siodła. Dość szybko po starcie opadłem z sił, na tyle, że na asfalcie nie mogłem rozpędzić się >30 kmph, przez co nawet kolega z wyższej kategorii wiekowej (żeby nie mówić, że stara osoba ;)) stwierdził, żebym wskoczył na koło i przycisnął, pojechałem za nim z 500m, ale nie miało to sensu, bardziej bym stracił niż zyskał, pojechałem własnym tempem.
Niestety po przejechaniu ok 32 km w miejscu, gdzie asfalt przechodził w piach odpowiednio wcześniej zmieniając przełożenie z przodu, by przygotować się do jazdy wężykiem usłyszałem tylko 'TRAAAAAACH', gość z tyłu krzyknął, że poszedł mi łańcuch i niestety musiałem się zatrzymać. Szybka obdukcja napędu wykazała, że pękło zewnętrzne ogniwo, tak więc szybko skuwacz w dłoń, wyjęcie resztek ogniwa, szybkie poszukiwanie spinki i kolejny problem... spinka totalnie odmawia współpracy. Oczywiście pierwsze co przychodzi na myśl w takiej sytuacji to soczyste 'kurwa mać, dlaczego ja', później kilka myśli o tym, że nie ma już co liczyć na wynik a dopiero na końcu myśl, że ogniwo wewnętrzne też mogło się skrzywić. Na szczęście to ostatnie okazało się nieprawdą i po kilku chwilach spinkę udało się spiąć i ruszyć w pogoń.
Niby krótki postój pozwolił na częściowe usunięcie laktatu z krwi, przez co mogłem utrzymać przyzwoite tempo, jednak bardzo wybiło to z rytmu i z pewnością dalsza jazda nie była najefektywniejsza.
W każdym razie troszkę nadrobiłem, by po 45 km na asfaltowym odcinku jadąc jeszcze z dwoma innymi osobami pomylić trasę. Na asfalcie były strzałki w prawo, to co? To skręciliśmy asfaltem w prawo, z resztą stał policjant obok i nawet mordy nie otworzył, żeby krzyknąć, że źle pojechaliśmy. Zrobiliśmy tak z 1-2km, jednak na szczęście zauważyliśmy, że coś jest nie tak i zawróciliśmy. Okazało się, że 10 m przed skrętem był wjazd w teren. Co lepsze w momencie, jak dojechaliśmy do zjazdu na trasę kolejna grupka skręciła tak jak my, jednak będąc dobrymi ludźmi w przeciwieństwie do policjanta krzyknęliśmy na nich i zawrócili.
Posypało się kilka kolejnych kurew, wprowadziliśmy rowery pod górkę, żeby dalej jechać singlem przy skarpie.
Dalej dojechałem do słynnej Wajsgóry, czyli dość konkretnego wzniesienia z nachyleniem jak na oko >100%, które okazało się bardzo trudne nawet do podejścia.
Końcówka rozegrała się na terenie twierdzy, w wg mnie genialnym terenie, był przejazd przez wnętrze bunkra, było kilka bram, ogólnie wąsko, technicznie, ale bardzo fajnie. Na samym końcu wjazd na asfalt i finisz :)

I jeszcze fotka z trasy:


Standardowo błąd w moich wynikach, tym razem zostałem sklasyfikowany na dystansie MINI (34 km), zamiast na MAX.

Po finiszu w miasteczku trochę posiedziałem, zjadłem dużo pomarańczy i umyłem rower - tym razem nie było kolejki do myjek ;D

Mazovia Cyclocross Marathon, Piaseczno - 15.04.2012

Niedziela, 15 kwietnia 2012 | dodano:16.04.2012 Kategoria 40-59km, Race Day
Km:51.00 Km teren:45.00 Czas:02:23km/h:21.40
Pr. maks.:53.00Temperatura:12.0 HRmax:191( 93%)HRavg175( 85%)
Kalorie: 2224kcalPodjazdy:110mRower:Merida 96
Kilka dni temu Cezary Zamana pisząc o trasie w Piasecznie stwierdził: "Nie błoto i kałuże będą więc wyzwaniem tego maratonu"...
Chociaż prognoza pogody zapowiadała duże opady deszczu, to od samego rana praktycznie tylko mżało. Do Piaseczna ruszyliśmy z Piotrkiem z Metra Centrum, dojeżdżając do Kabat, przez lasek Kabacki z małą pomocą tubylców udało nam się trafić na miejsce startu, gdzie spotkaliśmy resztę naszej ekipy, jednak bez Łukasza, który wraz z dziewczyną miał dojechać autobusem.
Krótka rozgrzewka, kilka łyków izotonika, sprawdzenie chipa startowego (tym razem działał przez cały czas :D) i do sektorów. Czekając w sektorze, 5 minut przed startem przybył Łukasz, okazało się, że nieco się zagubił, zostawił dziewczynę w lesie i jak najszybciej przybył na start, w związku z czym musiał (w zasadzie mógł oddać, ale mniejsza z tym...)jechać mając w plecaku dużo żarcia, pompkę do amora i kilka niepotrzebnych pierdół :)
Po starcie nie było dość szybko, aczkolwiek w kilku momentach były zwężenia ze względu na dużą ilość błota zalegającą na trasie:

Jak widać błoto było po piasty a nawet ponad nie :)
Po godzinie jazdy praktycznie opadłem z sił, nie mogłem wejść powyżej progu mleczanowego i ogólnie nie jechało mi się zbyt dobrze, jedynie na asfalcie odrabiałem straty.
Jak zawsze na początku dałem dupy, Łukasza, który jechał za Piotrkiem dogoniłem dopiero po ok. 20-25 km, Piotrka goniłem przez kolejne 10 km. Trasa była masakryczna, bardzo dużo przestojów, sporo prowadzenia rowerów i całe 100 m przewyższeń.

Błoto na trasie zalegało przynajmniej od tygodnia a jak widać w pierwszym zdaniu organizator do samego końca zapewniał, że trasa jest w 99% przejezdna i porównywał ją do trasy Paryż-Roubaix.
W każdym razie raz ja jechałem za Piotrkiem, raz on za mną, praktycznie do samego końca jechaliśmy blisko, na finiszu jedynie 50 s różnicy.
Po finiszu poszliśmy na stadion, gdzie było rozstawione miasteczko

Po wszystkim poczekaliśmy godzinę na umycie rowerów (no tak, 1100 zawodników i 4 karchery...), zjedliśmy makaron i autobusem i metrem wróciliśmy do domu.
Ogólnie nie jest najgorzej, tylko jedna gleba (a w zasadzie podparcie ręką), bo przykleiłem się do błota i momentalnie wytraciłem całą prędkość.

Open: 158/441
Kat: 16/21
Także jak widać, jeszcze trzeba potrenować. Szkoda, że zabrakło mi zaledwie 2 pktów do awansu do 4 sektora :<
Do tego trzeba wymienić napęd, dość intensywnie przeskakuje.

Mazovia, Otwock - 01.04.2012

Niedziela, 1 kwietnia 2012 | dodano:02.04.2012 Kategoria 40-59km, Race Day
Km:44.00 Km teren:44.00 Czas:02:11km/h:20.15
Pr. maks.:0.00Temperatura:2.0 HRmax:190( 92%)HRavg173( 84%)
Kalorie: 1986kcalPodjazdy:330mRower:Merida 96
Wczesna pobudka, szybkie śniadanie, sprawdzenie wszystkiego jeszcze kilka razy i na pociąg. Na Wschodnim umówiliśmy się z Piotrkiem o 9, zostawiając sobie w zapasie kwadrans na kupienie biletów i ogarnięcie peronu z którego odjeżdża SKMka.
W pociągu jechała jeszcze z nami Marylka, chociaż miała przebitą dętkę to dojechała ;D
Na peronie szybka wymiana dętki i na start, po drodze dołączył do nas jeszcze Łukasz a na miejscu czekali już Artur ze Zbyszkiem. Zdążyliśmy coś zjeść, sprawdzić chipy (mój działał na 100%!!! :/ )zostawić niepotrzebne rzeczy w samochodzie Zbyszka, rozgrzać się i tyle, czas ustawić się w sektorach.
A w sektorach co? W sektorach niepewność, mimo oznaczeń nie było łatwo się zorientować który sektor jest 11 (mimo, że ostatni, to ciężko było go znaleźć ;D), w zasadzie o tym, że stoimy w dobrym sektorze dowiedzieliśmy się jakieś 30 sec. przed startem...
3... 2... 1... START! :D

W sumie nie było źle, staliśmy w okolicy 1/3 od początku, więc większość wyprzediliśmy dość szybko, niestety moje starty nie są super mocne i mimo jazdy na 100%, jakieś 40-45 kmph Piotrek i Łukasz mi odjechali a ja zostałem z tyłu i z asfaltu zjechałem mając przed sobą dość sporo 'spowalniaczy'. Spowalniania było na tyle dużo, że najpierw dojechałem do Marylki (która jak zawsze narzekała na rower ;D) a dopiero później (po ~10 km od startu) do Piotrka, wcześniej przutalając się do błotnej nawierzchni - pulsometr jednak potrafi rozproszyć, w każdym razie jechaliśmy juz razem. Kilka razy Piotrek mi odjechał niedaleko, kilka razy ja odjechałem na chwilę, jednak jechaliśmy blisko przez jakieś 10-15 km. O dziwo mimo dość niskiej temperatury (ok. 2 st. C) jechało się bardzo przyjemnie mając na sobie jedynie 2 dość cienkie warstwy. Po drodze jeszcze były bufety, na których nie warto było się zatrzymywać, ani zwalniać, dzięki temu zarobiłem kilka pozycji, a pod koniec czułem się bardzo dobrze na tyle, że pozwoliłem sobie depnąć i odjechać Piotrkowi, może to za sprawą żeli energetycznych, może za sprawą wypitego wcześniej Red Bulla i kofeiny, a może izotonik coś w sobie miał, miałem jeszcze dużo siły i na podjazdach wyprzedzałem jak tylko mogłem. Na prawie ostatniej prostej w dość dziwnych okolicznościach wyprzedziłem Łukasza, który niestety miał małą kolizję z innym zawodnikiem i w ten sposób samotnie przekroczyłem linię mety.
Chwilę odpocząłem:
Później poszedłem zjeść makaron, który w tym roku okazał się całkiem dobry (w poprzednich nie brałem udziału, ale raczej nie był to zbyt chętnie jedzony posiłek), znalazłem resztę naszej ekipy (Artur i Marylka pudło :) ), ogarneliśmy się i wróciliśmy do domów.

Niestety nie zostałem sklasyfikowany (DNF), najprawdopodobniej ze względu na problem z chipem (sprawdziałem na początku, działał!!!), na szczęście jestem na liście sędziowskiej, ale z czasem gorszym o minutę niż ja odnotowałem i ok 15 pozycji gorzej niż być powinno (okazało się, że dojechałem za Łukaszem, chociaż wyprzedziłem go 500m przed metą). W każdym razie powinien być 5. sektor, więc następnym razem będzie mniej przepychania :)

Poland Bike Legionowo - 24.03.2012

Sobota, 24 marca 2012 | dodano:24.03.2012 Kategoria 60-79km, Race Day
Km:60.00 Km teren:45.00 Czas:02:50km/h:21.18
Pr. maks.:40.50Temperatura:15.0 HRmax:194( 94%)HRavg176( 85%)
Kalorie: 2235kcalPodjazdy:274mRower:Merida 96
Z Bartkiem i Łukaszem pojechaliśmy spod Żerania do Legionowa, na miejsce przybyliśmy ok 10, więc do startu mieliśmy 2 godziny, czyli akurat, zeby wszystko na spokojnie załatwić, przygotować się do startu.
Potwierdziliśmy start, przygotowaliśmy maszyny, zjedliśmy coś, rozgrzaliśmy się, porozciągaliśmy i poszliśmy się ustawić w sektorach - startowaliśmy 1. raz, więc przysługiwał nam ostatni, szósty sektor, w którym ustawiliśmy się ~20 min. przed startem. Start zaplanowany był na 12, jednak ze względu na przedłużający się finisz dzieciaków start MINI/MAX został przesunięty 10 minut - no nic, trzeba czekać :)
Po wystartowaniu przez ok 2-3 km. dość mocne tempo, oby tylko powyprzedzać ze względu na single, które nie dawały możliwości wyprzedzania. Oczywiście część stawki udało się wyprzedzić, jednak nie obyło się bez blokowania. W każdym razie po singlu zaczęły się górki, niektóre pokonywane z buta, niektóre z siodła, ogólnie trasa dość interwałowa. Dalej na szczęście dość szeroko, więc kolejnych 'maruderów' udało się wyprzedzić, w sumie do samej mety nie było żadnych niespodzianek - trochę piachu, w jednym miejscu zakopałem się i przy prędkości 0 kmph przewróciłem się na bok - w piach, więc bez żadnych kontuzji, czy uszczerbków na sprzęcie, podniosłem się i jazda dalej :)
Nie ma się co rozpisywać, bo w sumie nie ma o czym, do samej mety miałem dość sporo energii, pod koniec spokojnie miałem siły na wyprzedzanie, na finiszu miły akcent, bo wychodząc z tyłu udało się wyprzedzić jeszcze jednego kolegę :)

Jak na pierwszy maraton chyba było całkiem nieźle, trasa fajna, świetnie oznakowana, jedynie brak obiecanych powiadomień SMS i e-mail, ale pierwszy maraton w sezonie, więc chyba można wybaczyć.

A na wyniki trzeba niestety poczekać :)

EDIT:
106/201 Open
25/41 w M2
Rating 75,5%