- Kategorie bloga:
- >100km.14
- 0-19km.23
- 20-39km.95
- 40-59km.96
- 60-79km.34
- 80-99km.20
- Inne.17
- Lajt.20
- Race Day.16
- Transportowo.13
- Trenażer.48
- Trening.154
- Wycieczka.12
PolandBike, Wyszków - 10.06.2012
Niedziela, 10 czerwca 2012 | dodano:10.06.2012 Kategoria 60-79km, Race Day
Km: | 63.00 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 02:46 | km/h: | 22.77 |
Pr. maks.: | 47.50 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | 188( 91%) | HRavg | 171( 83%) |
Kalorie: | 2383kcal | Podjazdy: | 252m | Rower: | Merida 96 |
Takiej pogody chyba niewiele osób się spodziewało, od rana praktycznie jak w piekarniku, duszno i gorąco - masakra, już lepsze jest 5 stopni niż 30, no ale co zrobić? Niestety to nie ja ustawiam pogodę :(
Wczoraj dogadaliśmy się z Piotrkiem i dziś rano o 9.30 z Kabat ruszyliśmy na kolejną edycję PolandBike, tym razem Wyszków, więc w zasadzie kierunek ten sam co ostatnio, tylko nieco bliżej Warszawy.
Dojechaliśmy jakoś niedługo po 10, więc pozornie czasu wiele, więc się nie spieszyliśmy - Piotrek poszedł opłacić start, poskładaliśmy rowery, toaleta, smarowanie maścią rozgrzewającą (to dziwne, ale jednak nawet przy 30 st. mięśnie w oczekiwaniu na start mogą się ochłodzić, a spadek nawet o 1 st. robi dużą różnicę) i pojechaliśmy zrobić rozgrzewkę. Rozgrzewka wyszła nieco przydługa, bo wyszło jakieś 6, może 7 km w jedną stronę no i kicha, bo za późno ustawiłem się w sektorze (może 5 min. przed startem), więc jechałem z końca, do tego po nasmarowaniu nóg koszmarnie piekły, no ale nic, maść ma rozgrzewać, więc działa prawidłowo :)
Pierwsze 6 km było asfaltem, więc praca w grupie była niezbędna, niestety w związku z w/w nie udało mi się podczepić pod peleton, nawet nie starałem się gonić, bo wiedziałem jak to może się skończyć, więc jechałem w większości sam, jakoś w okolicy 15 km, może nieco wcześniej na kole siadł mi na kole jakiś zawodnik - niby nic dziwnego, ale gość jakoś niespecjalnie był chętny do dania zmiany, więc przycisnąłem. Przycisnąłem na tyle, że nieco mu odjechałem... i pomyliłem trasę - nie zauważyłem zjazdu w prawo, przynajmniej gość za mną krzyknął, więc nie było problemu - straciłem może 200m, ale gościa doszedłem dopiero do ok 20 km, gdzie na kolejnym asfalcie jechaliśmy na zmiany z koleżanką z Rowerowy-Świat, później doszliśmy jeszcze do 2 osób (w tym wspomnianego wyżej kolesia), które się do nas podłączyły - jednak taka jazda to podstawa, nawet pomijając opory powietrza, to bardzo to motywuje do depnięcia no i jest bardzo przyjemne widząc, że każdy pracuje w grupie :)
Wracając do sedna... jechaliśmy w takiej grupce może 10 km, do momentu pierwszego ostrzejszego podjazdu, gdzie niestety grupka nieco się rozsypała. Później samotna, mordercza jazda po polach, problem polegał na tym, że było temp. powietrza wynosiła 30 st. ile było na słońcu boję się myśleć, w każdym razie po piaszczystych polach jechaliśmy w zasadzie do końca, z niewielkimi leśnymi przecinkami, ale dobre 20 km w otwartym terenie było i chyba to mnie wykończyło, dodając do tego fakt, że zjadłem coś niespecjalnego i cały czas bolał mnie brzuch jechałem raptem może 22 kmph, ale do czasu... na 48 km niestety w tylne koło wkręcił mi się drut, dość długi drut, który pozawijał się trochę na kasecie a następnie dookoła piasty między tarczą a szprychami. Z oczywistych przyczyn dalsza jazda z pasażerem nie była możliwa, więc trzeba było to rozplatać (na środku pola w palącym słońcu...). Na międzyczasie byłem 74, na finiszu 90... Jazda dalej, po drodze kilka zjazdów, podjazdów, ale ciągle po polach.
Ostatnie kilka (3-4?) kilometrów były dość fajne, najpierw kawałek laskiem, konkretne zakręty, dalej sporo piachu, więc trzeba było się pilnować, co najgorsze to to, że wg forum PB miało być 59 km, wyszło 63 :(
A na sam koniec kwintesencja dzisiejszego maratonu w stylu XC, pierwszy podjazd jakieś 20 m przewyższenia, na oko jakieś 15%, trochę piachu, na 1. podjeździe w ramach odrabiania strat przycisnąłem i wyprzedziłem 2 osoby, oczywiście ktoś musiał podprowadzać, bo jakby inaczej :) Po podjeździe nawrót i zjazd, po to, żeby po kolejnych 50 m jeszcze raz podjechać, tym razem minimalnie łagodniejszy podjazd - tu niestety nie wyprzedziłem nikogo, bo nikt już do mety przede mną nie jechał :)
A tu fotka właśnie po pokonaniu 1. podjazdu, w zakręcie przed zjazdem:
Po finiszu drobne uzupełnienie płynów i do Warszawy. W sumie to dziwne, ale nie było korków na trasie, więc jechało się dobrze, jedynie małe utrudnienia na Ursynowie, ale co tam... płonąca taksówka to u nas norma, więc nawet nie ma się czym przejmować :)
A w domku zimny prysznic, zimne piwo i ciepły makaron - warto było jechać :D
Wczoraj dogadaliśmy się z Piotrkiem i dziś rano o 9.30 z Kabat ruszyliśmy na kolejną edycję PolandBike, tym razem Wyszków, więc w zasadzie kierunek ten sam co ostatnio, tylko nieco bliżej Warszawy.
Dojechaliśmy jakoś niedługo po 10, więc pozornie czasu wiele, więc się nie spieszyliśmy - Piotrek poszedł opłacić start, poskładaliśmy rowery, toaleta, smarowanie maścią rozgrzewającą (to dziwne, ale jednak nawet przy 30 st. mięśnie w oczekiwaniu na start mogą się ochłodzić, a spadek nawet o 1 st. robi dużą różnicę) i pojechaliśmy zrobić rozgrzewkę. Rozgrzewka wyszła nieco przydługa, bo wyszło jakieś 6, może 7 km w jedną stronę no i kicha, bo za późno ustawiłem się w sektorze (może 5 min. przed startem), więc jechałem z końca, do tego po nasmarowaniu nóg koszmarnie piekły, no ale nic, maść ma rozgrzewać, więc działa prawidłowo :)
Pierwsze 6 km było asfaltem, więc praca w grupie była niezbędna, niestety w związku z w/w nie udało mi się podczepić pod peleton, nawet nie starałem się gonić, bo wiedziałem jak to może się skończyć, więc jechałem w większości sam, jakoś w okolicy 15 km, może nieco wcześniej na kole siadł mi na kole jakiś zawodnik - niby nic dziwnego, ale gość jakoś niespecjalnie był chętny do dania zmiany, więc przycisnąłem. Przycisnąłem na tyle, że nieco mu odjechałem... i pomyliłem trasę - nie zauważyłem zjazdu w prawo, przynajmniej gość za mną krzyknął, więc nie było problemu - straciłem może 200m, ale gościa doszedłem dopiero do ok 20 km, gdzie na kolejnym asfalcie jechaliśmy na zmiany z koleżanką z Rowerowy-Świat, później doszliśmy jeszcze do 2 osób (w tym wspomnianego wyżej kolesia), które się do nas podłączyły - jednak taka jazda to podstawa, nawet pomijając opory powietrza, to bardzo to motywuje do depnięcia no i jest bardzo przyjemne widząc, że każdy pracuje w grupie :)
Wracając do sedna... jechaliśmy w takiej grupce może 10 km, do momentu pierwszego ostrzejszego podjazdu, gdzie niestety grupka nieco się rozsypała. Później samotna, mordercza jazda po polach, problem polegał na tym, że było temp. powietrza wynosiła 30 st. ile było na słońcu boję się myśleć, w każdym razie po piaszczystych polach jechaliśmy w zasadzie do końca, z niewielkimi leśnymi przecinkami, ale dobre 20 km w otwartym terenie było i chyba to mnie wykończyło, dodając do tego fakt, że zjadłem coś niespecjalnego i cały czas bolał mnie brzuch jechałem raptem może 22 kmph, ale do czasu... na 48 km niestety w tylne koło wkręcił mi się drut, dość długi drut, który pozawijał się trochę na kasecie a następnie dookoła piasty między tarczą a szprychami. Z oczywistych przyczyn dalsza jazda z pasażerem nie była możliwa, więc trzeba było to rozplatać (na środku pola w palącym słońcu...). Na międzyczasie byłem 74, na finiszu 90... Jazda dalej, po drodze kilka zjazdów, podjazdów, ale ciągle po polach.
Ostatnie kilka (3-4?) kilometrów były dość fajne, najpierw kawałek laskiem, konkretne zakręty, dalej sporo piachu, więc trzeba było się pilnować, co najgorsze to to, że wg forum PB miało być 59 km, wyszło 63 :(
A na sam koniec kwintesencja dzisiejszego maratonu w stylu XC, pierwszy podjazd jakieś 20 m przewyższenia, na oko jakieś 15%, trochę piachu, na 1. podjeździe w ramach odrabiania strat przycisnąłem i wyprzedziłem 2 osoby, oczywiście ktoś musiał podprowadzać, bo jakby inaczej :) Po podjeździe nawrót i zjazd, po to, żeby po kolejnych 50 m jeszcze raz podjechać, tym razem minimalnie łagodniejszy podjazd - tu niestety nie wyprzedziłem nikogo, bo nikt już do mety przede mną nie jechał :)
A tu fotka właśnie po pokonaniu 1. podjazdu, w zakręcie przed zjazdem:
Po finiszu drobne uzupełnienie płynów i do Warszawy. W sumie to dziwne, ale nie było korków na trasie, więc jechało się dobrze, jedynie małe utrudnienia na Ursynowie, ale co tam... płonąca taksówka to u nas norma, więc nawet nie ma się czym przejmować :)
A w domku zimny prysznic, zimne piwo i ciepły makaron - warto było jechać :D
PB Wyszków - dojazd + rozgrzewka - 10.06.2012
Niedziela, 10 czerwca 2012 | dodano:10.06.2012 Kategoria Transportowo
Km: | 25.00 | Km teren: | 3.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 25.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 30.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Merida 96 |
09.06.2012
Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano:09.06.2012 Kategoria 20-39km, Lajt
Km: | 22.00 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 00:56 | km/h: | 23.57 |
Pr. maks.: | 49.00 | Temperatura: | 23.0 | HRmax: | 181( 88%) | HRavg | 138( 67%) |
Kalorie: | 604kcal | Podjazdy: | 52m | Rower: | Merida 96 |
Dziś 'rozgrzewka' przed jutrzejszym PolandBike w Wyszkowie.
Krótka, baaaardzo lajtowa rundka po Bielanie i tyle, do tego 2 mocniejsze depnięcia (V max 49 kmph) :)
Przy okazji coś chrobotało w piastach, więc otworzyłem, wyczyściłem, nasmarowałem, złożyłem, do tego założyłem drugi łańcuch, wyczyściłem kasetę i przerzutkę tylną, złożyłem wszystko do kupy i wyregulowałem hamulec, który trzeba regulować po każdym odkręceniu koła.
Zadowolony usiadłem wygodnie w fotelu po czym... zorientowałem się, że uszczelka od bębenka leży na biurku... no i znowu rozkręcać, skręcać, regulować, ehh...
Krótka, baaaardzo lajtowa rundka po Bielanie i tyle, do tego 2 mocniejsze depnięcia (V max 49 kmph) :)
Przy okazji coś chrobotało w piastach, więc otworzyłem, wyczyściłem, nasmarowałem, złożyłem, do tego założyłem drugi łańcuch, wyczyściłem kasetę i przerzutkę tylną, złożyłem wszystko do kupy i wyregulowałem hamulec, który trzeba regulować po każdym odkręceniu koła.
Zadowolony usiadłem wygodnie w fotelu po czym... zorientowałem się, że uszczelka od bębenka leży na biurku... no i znowu rozkręcać, skręcać, regulować, ehh...
WKK - 06.06.2012
Środa, 6 czerwca 2012 | dodano:06.06.2012 Kategoria 40-59km, Trening
Km: | 57.00 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 02:35 | km/h: | 22.06 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 18.0 | HRmax: | 184( 89%) | HRavg | 147( 71%) |
Kalorie: | 1859kcal | Podjazdy: | 296m | Rower: | Merida 96 |
Tydzień temu niestety na WKK nie zdążyłem - spóźniłem się 10 minut no i wszyscy zdążyli już pojechać, tym razem udało się wyjść z domu nieco wcześniej i zdążyć :)
Standardowo róg Sikorskiego i Sobieskiego, punktualnie 17.30 z Piotrkiem pojechaliśmy na miejsce spotkania, czyli metro Kabaty, gdzie czekały zaledwie 4 osoby. Chwilę poczekaliśmy, przyjechał Błażej z całą ekipą młodzików, przyjechał Mariusz i Łasica, ogólnie tym razem dużo ludzi, bo aż 21 osobników.
Szybki wpis na listę obecności i jazda - program na dziś nie był specjalnie oryginalny, bo zakładał zjazdy, podjazdy i jazdę po torze dirtowym, czyli hopki, profilowane zakręty i inne takie tam :)
Na początek trasa łatwiejsza rozpoczynająca się dość łagodnego (ok 8%)podjazdu, następnie zjazd w trawie, później płasko dookoła całej górki, na górkę dość stromym podjazdem i z górki przez hopki i bandy prosto w dół do miejsca startu :)
Trasa trudniejsza zakładała na początku stromy podjazd, później stromy zjazd (ew. do wyboru prostszy, mniej stromy), dookoła górki i dalej tak jak w łatwiejszym wariancie na górę i po hopkach w dół.
Zrobiliśmy chyba 4 takie przejazdy, ja pojechałem chyba 2x łatwą trasę i 2x trudniejszą, oczywiście nie bez przygód, jednak tym razem to nie ja byłem sprawcą zamieszania :) Na ostrym podjeździe kolega najwyraźniej dość gwałtownie zmieniał przełożenie, pocisnął w korby no i zerwał łańcuch. Oczywiście nie miał ani spinki, ani skuwacza, ani nic, więc trzeba było pomóc.
Na koniec zrobiliśmy sobie dość lajtową rundkę w lasku Kabackim i pojechaliśmy do domu. Po drodze nie mogłem sobie odmówić zjazdu przy Agrykoli :)
Wracając na Radzymińskiej złapałem 'taryfę' w postaci autobusu linii 512, który wbrew przepisom jechał >60 kmph, w każdym razie gdyby nie zabrakło przełożenia (44 x 11) to wykręciłbym więcej a tak pojechałem tylko 59 kmph :)
Standardowo róg Sikorskiego i Sobieskiego, punktualnie 17.30 z Piotrkiem pojechaliśmy na miejsce spotkania, czyli metro Kabaty, gdzie czekały zaledwie 4 osoby. Chwilę poczekaliśmy, przyjechał Błażej z całą ekipą młodzików, przyjechał Mariusz i Łasica, ogólnie tym razem dużo ludzi, bo aż 21 osobników.
Szybki wpis na listę obecności i jazda - program na dziś nie był specjalnie oryginalny, bo zakładał zjazdy, podjazdy i jazdę po torze dirtowym, czyli hopki, profilowane zakręty i inne takie tam :)
Na początek trasa łatwiejsza rozpoczynająca się dość łagodnego (ok 8%)podjazdu, następnie zjazd w trawie, później płasko dookoła całej górki, na górkę dość stromym podjazdem i z górki przez hopki i bandy prosto w dół do miejsca startu :)
Trasa trudniejsza zakładała na początku stromy podjazd, później stromy zjazd (ew. do wyboru prostszy, mniej stromy), dookoła górki i dalej tak jak w łatwiejszym wariancie na górę i po hopkach w dół.
Zrobiliśmy chyba 4 takie przejazdy, ja pojechałem chyba 2x łatwą trasę i 2x trudniejszą, oczywiście nie bez przygód, jednak tym razem to nie ja byłem sprawcą zamieszania :) Na ostrym podjeździe kolega najwyraźniej dość gwałtownie zmieniał przełożenie, pocisnął w korby no i zerwał łańcuch. Oczywiście nie miał ani spinki, ani skuwacza, ani nic, więc trzeba było pomóc.
Na koniec zrobiliśmy sobie dość lajtową rundkę w lasku Kabackim i pojechaliśmy do domu. Po drodze nie mogłem sobie odmówić zjazdu przy Agrykoli :)
Wracając na Radzymińskiej złapałem 'taryfę' w postaci autobusu linii 512, który wbrew przepisom jechał >60 kmph, w każdym razie gdyby nie zabrakło przełożenia (44 x 11) to wykręciłbym więcej a tak pojechałem tylko 59 kmph :)
Kabaty - 05.06.2012
Wtorek, 5 czerwca 2012 | dodano:05.06.2012 Kategoria Trening, 40-59km
Km: | 58.00 | Km teren: | 9.00 | Czas: | 02:28 | km/h: | 23.51 |
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | 17.0 | HRmax: | 152( 74%) | HRavg | 183( 89%) |
Kalorie: | 1814kcal | Podjazdy: | 186m | Rower: | Merida 96 |
Oj dawno nie kręciłem, to ze względu na przeziębienie, które jakoś tak mnie dopadło a że PB w Wyszkowie w najbliższą niedzielę to nie chciałem się rozłożyć do końca, z resztą pogoda taka, że dorobić się nie trudno ;)
W każdym razie dziś pogoda nie była lepsza, ale skoro już czuję się dobrze to wypadałoby coś pokręcić :)
No i tak wyszło dziś 58 km, w sumie większość po asfalcie, bo do Lasku Kabackiego jednak kawałek jest, w każdym razie jechało się świetnie, noga bardzo ładnie podawała, na prawdę było bardzo przyjemnie. Przed dojazdem na Kabaty zjechałem sobie moim ulubionym zjazdem przy Agrykoli - tu ciekawostka: z nieznanych przyczyn na środku zjazdu, tuż za pierwszą agrafką pojawiła się ławeczka i zrobiło się dość wąsko, wracając pojechałem zrobić 2 kolejne zjazdy i siedziało tam dwóch młodzieńców z napojami wyskokowymi, nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie fakt, że zrobiło się jeszcze mniej miejsca no i było bardzo blisko.
Na Kabatach również moc wrażeń - kilka fajnych, szybkich singli, podjazdy, zjazdy i inne atrakcje, które można sobie wyobrazić :)
W każdym razie dziś pogoda nie była lepsza, ale skoro już czuję się dobrze to wypadałoby coś pokręcić :)
No i tak wyszło dziś 58 km, w sumie większość po asfalcie, bo do Lasku Kabackiego jednak kawałek jest, w każdym razie jechało się świetnie, noga bardzo ładnie podawała, na prawdę było bardzo przyjemnie. Przed dojazdem na Kabaty zjechałem sobie moim ulubionym zjazdem przy Agrykoli - tu ciekawostka: z nieznanych przyczyn na środku zjazdu, tuż za pierwszą agrafką pojawiła się ławeczka i zrobiło się dość wąsko, wracając pojechałem zrobić 2 kolejne zjazdy i siedziało tam dwóch młodzieńców z napojami wyskokowymi, nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie fakt, że zrobiło się jeszcze mniej miejsca no i było bardzo blisko.
Na Kabatach również moc wrażeń - kilka fajnych, szybkich singli, podjazdy, zjazdy i inne atrakcje, które można sobie wyobrazić :)
30.05.2012
Środa, 30 maja 2012 | dodano:02.06.2012 Kategoria 40-59km, Trening
Km: | 51.00 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 02:07 | km/h: | 24.09 |
Pr. maks.: | 49.00 | Temperatura: | 17.0 | HRmax: | 181( 88%) | HRavg | 145( 70%) |
Kalorie: | 1472kcal | Podjazdy: | 156m | Rower: | Merida 96 |
29.05.2012
Wtorek, 29 maja 2012 | dodano:29.05.2012 Kategoria 0-19km, Transportowo
Km: | 7.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:20 | km/h: | 22.50 |
Pr. maks.: | 42.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Merida 96 |
MPK - 27.05.2012
Niedziela, 27 maja 2012 | dodano:28.05.2012 Kategoria >100km, Trening
Km: | 140.00 | Km teren: | 70.00 | Czas: | 06:35 | km/h: | 21.27 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 21.0 | HRmax: | 179( 87%) | HRavg | 143( 69%) |
Kalorie: | 4239kcal | Podjazdy: | 460m | Rower: | Merida 96 |
Góra Kalwaria - 26.05.2012
Sobota, 26 maja 2012 | dodano:26.05.2012 Kategoria 80-99km, Trening
Km: | 91.00 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 03:20 | km/h: | 27.30 |
Pr. maks.: | 51.00 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | 189( 92%) | HRavg | 156( 76%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 210m | Rower: | Merida 96 |
Trening Gravitan + Rozszczelniona opona = 23.05.2012
Środa, 23 maja 2012 | dodano:23.05.2012 Kategoria 20-39km, Trening
Km: | 27.50 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 01:17 | km/h: | 21.43 |
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 25.0 | HRmax: | 188( 91%) | HRavg | 158( 77%) |
Kalorie: | 988kcal | Podjazdy: | 50m | Rower: | Merida 96 |
Dziś pojechałem na otwarty trening z Gravitanem, w sumie w zeszłym sezonie treningi z WKK były na prawdę fajne, więc może i tym razem będzie dobrze, jedyne co to fakt, że trening miał odbyć się w Lasku Bródnowskim, który jakby nie było nie jest jakoś specjalnie ciekawy.
No nic, najpierw trzeba dojechać do Gravitana, czyli pod M1, oczywiście jak zawsze wiatr 30 kmph prosto w twarz, ale to nic, nie może być za prosto :)
Na miejscu czekało już sporo ludzi, po kilku minutach dojechało jeszcze kilka osób, zrobiliśmy fotkę i pojechaliśmy, ogólnie zrobiliśmy 2 pętle, spora cześć prowadziła singletrackami, był przejazd przez mostek, trochę po piachu i sprint po asfalcie, ogólnie dość szybko, w grupie oczywiście porobiły się odstępy, choć trzeba przyznać, że wszyscy o dziwo radzili sobie bardzo dobrze.
Po dwóch okrążeniach pojechaliśmy na inną pętlę, tym razem zaczynała się ona od podjazdu, by po chwili jechać w dół jedną z dwóch dostępnych tras i tu właśnie był problem, mianowicie pierwsza była bardzo piaszczysta, nachylenie na oko jakieś 15%, trochę korzeni po drodze, ogólnie piach był największą przeszkodą, bo był bardzo głęboki. Drugi zjazd był o wiele bardziej nachylony (jakieś 25%?), nieco mniej piachu z tym, że w środku był niewielki zakręt.
Na pierwszym okrążeniu wszyscy zjechali zjazdem #1, na drugim był wybór, jednak większość też wybrała ten zjazd.
Niestety, drugi zjazd okazał się moim ostatnim - nie wiem jakim cudem, ani jak to możliwe, ale w środku zjazdu opona rozszczelniła się na rancie i nie udało się jej uszczelnić pompką ręczną. Pożegnałem się z resztą i wyszedłem z lasu - natężenie komarów przekroczyło wszelkie możliwe granice i nie dało się ustać w lesie dłużej niż kilka minut ;D
W każdym razie założyłem dętkę i pojechałem do domu. W domu obejrzałem dokładnie obręcz i oponę i faktycznie - kawałek rantu cały usyfiony, nie wiem czego to wina, być może za małe ciśnienie, nie wiem, przynajmniej dobrze, że stało się to na treningu a nie na wyścigu ;)
No nic, najpierw trzeba dojechać do Gravitana, czyli pod M1, oczywiście jak zawsze wiatr 30 kmph prosto w twarz, ale to nic, nie może być za prosto :)
Na miejscu czekało już sporo ludzi, po kilku minutach dojechało jeszcze kilka osób, zrobiliśmy fotkę i pojechaliśmy, ogólnie zrobiliśmy 2 pętle, spora cześć prowadziła singletrackami, był przejazd przez mostek, trochę po piachu i sprint po asfalcie, ogólnie dość szybko, w grupie oczywiście porobiły się odstępy, choć trzeba przyznać, że wszyscy o dziwo radzili sobie bardzo dobrze.
Po dwóch okrążeniach pojechaliśmy na inną pętlę, tym razem zaczynała się ona od podjazdu, by po chwili jechać w dół jedną z dwóch dostępnych tras i tu właśnie był problem, mianowicie pierwsza była bardzo piaszczysta, nachylenie na oko jakieś 15%, trochę korzeni po drodze, ogólnie piach był największą przeszkodą, bo był bardzo głęboki. Drugi zjazd był o wiele bardziej nachylony (jakieś 25%?), nieco mniej piachu z tym, że w środku był niewielki zakręt.
Na pierwszym okrążeniu wszyscy zjechali zjazdem #1, na drugim był wybór, jednak większość też wybrała ten zjazd.
Niestety, drugi zjazd okazał się moim ostatnim - nie wiem jakim cudem, ani jak to możliwe, ale w środku zjazdu opona rozszczelniła się na rancie i nie udało się jej uszczelnić pompką ręczną. Pożegnałem się z resztą i wyszedłem z lasu - natężenie komarów przekroczyło wszelkie możliwe granice i nie dało się ustać w lesie dłużej niż kilka minut ;D
W każdym razie założyłem dętkę i pojechałem do domu. W domu obejrzałem dokładnie obręcz i oponę i faktycznie - kawałek rantu cały usyfiony, nie wiem czego to wina, być może za małe ciśnienie, nie wiem, przynajmniej dobrze, że stało się to na treningu a nie na wyścigu ;)