Info

baton rowerowy bikestats.pl

 Moje rowery

Merida Road 880 13592 km
Merida 96 6686 km
Rockrider 5.2 custom - nie istnieje. 8730 km

 Znajomi

wszyscy znajomi(21)

 Archiwum

Góra Kalwaria - 17.11.2012

Sobota, 17 listopada 2012 | dodano:17.11.2012 Kategoria 80-99km, Trening
Km:86.00 Km teren:0.00 Czas:02:50km/h:30.35
Pr. maks.:0.00Temperatura:2.0 HRmax:187( 93%)HRavg168( 84%)
Kalorie: 2118kcalPodjazdy: 30mRower:Merida Road 880
No i sezon zatoczył wielkie koło, po dwutygodniowym totalnym odpoczynku od roweru czas zacząć przygotowania do sezonu 2013 :)
Akurat wczoraj dotarł do mnie nowy rower, tym razem szosa na którą chęć miałem od dawna. W sumie nawet długo nie szukałem, jakieś 2-3 tygodnie, było kilka ciekawych ofert, licytacji i w końcu wylicytowałem tę Meridę, używka, ale napęd jak nowy, jedynie klamkomanetki nieco 'zużyte wizualnie' i coś prawa manetka co jakiś czas niechętnie naciąga linkę, no nic, ale ogólnie jest ok :)
Wczoraj oczywiście po złożeniu rozbierałem i ważyłem części i dopieszczałem.

Rano pogoda taka sobie, to znaczy zgodnie z przewidywaniami: 2 stopnie i widoczność na 100-150 m, odechciało mi się nawet brać okulary, ostatnio w podobnych warunkach woda skraplała się od zewnątrz, no ale nic, biorę wszystko co potrzeba i idę.
Oczywiście problemy zaczęły się jeszcze na schodach - pulsometr się zbuntował i pokazywał tętno 190. Ehh, jednak bez nawilżenia opaski się nie da, no trudno, odpalę później. Wyszedłem z bloku, wsiadam na rower, odpycham się i... prawie się przewracam :D Hmmmm... ok, to nie jest MTB, jestem bardziej wyciągnięty, trzeba spróbować nieco inaczej. Udaje się, jadę, jest ok, od razu hamowanie i konkluzja, że to prawie nie hamuje, ale cóż, to jest rower do jeżdżenia a nie hamowania :)
Pierwsze spostrzeżenie (a w zasadzie po tym, że nie hamuje to drugie) jest takie, że szosa zajebiście przyspiesza, czuć, że cała energia przekazana na pedały idzie w koła, w MTB jednak tego nie ma, a to amortyzacja coś tam pochłania a to opony, tu jednak jest lepiej, znacznie lepiej.
Kolejna konkluzja jaka wynikła jest taka, że trzema mieć oczy w dupie, dosłownie. Cienkie opony nabite na 8 atm. rama, widelec alu - czuć dosłownie każdą najmniejszą nierówność, dodatkowo biorąc pod uwagę stan naszych dróg to jazda po nich czasem przypomina slalom, inaczej się nie da, niestety.
Niestety nie mam licznika (coś taniego kupię i tyle), ale cały czas mam wrażenie, że spokojnie jadę >30 kmph na luzie. Swoją drogą zawsze wydawało mi się, że nawierzchnia na Krakowskim Przedmieściu jest doskonała nawierzchnia... myliłem się. Jest tak kostka, ale równa i dobrze ułożona, na MTB nigdy nie czułem jakiejkolwiek nierówności, na szosie trochę mną wytrzęsło, nie chcę myśleć co jest na kocich łbach, podobnie przy zjeździe Agrykolą, na MTB >40 kmph i olewanie większości dziur, na szosie może ze 20 kmph jechałem a i tak miotało mną na lewo i prawo :P
W każdym razie zmierzałem do Góry Kalwarii, na początku wiatr lekko w twarz, ale jedzie się dobrze, przed samą GK jadę jeszcze ze 2-3 km za ciężarówką, ale kaseta niestety 14-25, więc brakuje trochę szybszych przełożeń. W GK tradycyjnie odbijam w prawo i do domu.
Gdzieś tam po kilku kilometrach się zatrzymałem i zrobiłem kilka fotek roweru (wiem, słaba jakość :P):




No i dalej pognałem do Warszawy, nawet nie założyłem słuchawek i czasem przestawałem pedałować żeby móc wsłuchiwać się w odgłos bębenka, co prawda nie I9, ani CK, ale i tak miód dla uszu :D
Co ciekawe przez 3 lata jazdy MTB chyba nigdy nie zagadał do mnie żaden inny gość, tak po prostu w oczekiwaniu na zielone światło.
A tu proszę, pierwszy dzień na szosie i w Piasecznie spotkałem innego szosowca, gość po 4 miesiącach z nogą w gipsie wsiadł na rower, brrrr...

W każdym razie trochę razem pojechaliśmy, później kolega odbił w prawo a ja pognałem za autobusem, trochę lansu na mieście i wróciłem do domu, o! :)

Czersk - 04.11.2012

Niedziela, 4 listopada 2012 | dodano:05.11.2012 Kategoria >100km, Wycieczka
Km:117.00 Km teren:45.00 Czas:05:18km/h:22.08
Pr. maks.:54.00Temperatura:10.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:230mRower:Merida 96
Ehh, kolejna zima zbliża się niestety wielkimi krokami, cały ostatni tydzień temperatura w okolicy 0 st. i jakiś taki nastrój, że nic się nie chce, ale za to przynajmniej weekend ładny, zapowiadane upały 10 st, więc warto wyjść, pokręcić jeszcze przed krótkim snem zimowym bo później najtrudniejsza część sezonu... trenażer. A że rowerowa przerwa też nadciąga nieubłaganie to trzeba wykorzystać co się da i zrobić spokojny rozjazd (przynajmniej takie było założenie), akurat większość ekipy + kilka nowych twarzy wybierała się do Czerska z założeniem spokojnej jazdy asfaltem więc nie omieszkałem się podłączyć. Dzień wcześniej jeszcze ze Sławkiem ustaliłem ewentualny, terenowy powrót z Czerska, żeby nie było tak nudno :)
Wstaję w miarę wcześnie, żeby na spokojnie się ogarnąć, ubrać, na miejsce spotkania dojeżdżam 5 minut przed czasem, akurat przyjechał Bobik, więc czekamy na resztę. Kilka chwil później dojeżdżają wszyscy, łącznie chyba 8 osób... sporo. W zasadzie dojazd do zamku w Czersku nudny, bo w końcu jak jazda po szosie może być ciekawa? W zasadzie jedyny postój jaki mieliśmy to Biedronka w Gorze Kalwarii, generalnie dość sprawnie.
Na miejscu chwila konsternacji i wspólna fotka pod zamkiem:

No i ze Sławkiem się zebraliśmy, wyszło na to, że cała reszta wolała asfalt zamiast terenu. A jechało się bardzo dobrze, w zasadzie do MPK w zdecydowanej większości szutrami, trochę tylko bardziej 'terenowego' terenu. Można było spodziewać się dużych ilości błota a tu proszę... było na prawdę nieźle.

W MPK było bardzo sucho, musieliśmy niestety (niestety, bo lekki rozjazd miałem robić) trochę przycisnąć ze względu na dość późną porę - to tak odnośnie pierwszego zdania wpisu, bo była 15.30 a już się mocno ściemniało. Tak więc MPK pokonaliśmy bardzo sprawnie.
W zasadzie z całego wyjazdu najbardziej chyba byłem zadowolony z powrotu - al. Solidarności i Radzymińską przejechałem za autobusem >50 kmph, więc od Wileńskiego 5 minut i byłem w domu :)

Lasek Bielański - 01.11.2012

Czwartek, 1 listopada 2012 | dodano:03.11.2012 Kategoria 20-39km, Trening
Km:27.00 Km teren:8.00 Czas:01:07km/h:24.18
Pr. maks.:49.00Temperatura:7.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:100mRower:Merida 96

Rozjazd, Bródnowski - 25.10.2012

Czwartek, 25 października 2012 | dodano:25.10.2012 Kategoria 0-19km, Lajt
Km:17.00 Km teren:8.00 Czas:00:43km/h:23.72
Pr. maks.:44.50Temperatura:9.0 HRmax:187( 93%)HRavg159( 79%)
Kalorie: 551kcalPodjazdy: 30mRower:Merida 96

Kabaty - 23.10.2012

Wtorek, 23 października 2012 | dodano:23.10.2012 Kategoria 40-59km, Trening
Km:53.70 Km teren:6.00 Czas:02:12km/h:24.41
Pr. maks.:44.00Temperatura:12.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie: 1600kcalPodjazdy:157mRower:Merida 96
Jako że w weekend sobie nie pojeździłem, bo nie miałem śrub w korbie (w związku z czym miałem czas i bardzo dokładnie wyczyściłem rower), więc wczoraj gdy śruby dostałem oczywiście musiałem pojeździć. Późno wyszedłem i wykręciłem tylko 30 km.
Pogoda dziś też przyzwoita, więc grzechem byłoby nie wyjść pojeździć. Oczywiście w weekend kilka godzin czyszczenia roweru, wczoraj wyszedłem i rower znów czarny, więc dziś przed wyjściem wrzuciłem rower do wanny, kilka minut i czysty :)
W Kabackim w sumie nic ciekawego a raczej czas nie pozwalał na te ciekawsze części lasu, jak widać po powyższych statystykach w terenie nabiłem całe 6 km, biorąc pod uwagę, że do lasu Kabackiego mam > 20 km to chyba powinienem zmienić tytuł wpisu na 'dojazd i powrót z/do Kabackiego' :)

Bródnowski - 22.10.2012

Poniedziałek, 22 października 2012 | dodano:22.10.2012 Kategoria 20-39km, Trening
Km:30.00 Km teren:15.00 Czas:01:12km/h:25.00
Pr. maks.:44.00Temperatura:12.0 HRmax:188( 94%)HRavg157( 78%)
Kalorie: 943kcalPodjazdy: 50mRower:Merida 96

Kampinos, Szczebel - 18.10.2012

Czwartek, 18 października 2012 | dodano:19.10.2012 Kategoria >100km, Trening
Km:101.00 Km teren:40.00 Czas:04:29km/h:22.53
Pr. maks.:50.50Temperatura:18.0 HRmax:188( 94%)HRavg155( 77%)
Kalorie: 3293kcalPodjazdy:380mRower:Merida 96
Po ostatnim Szczeblu, który zrobiliśmy od tyłu (od tej strony wcześniej nie probowałem :> ) strasznie się napaliłem, żeby tam wrócić - trasa pierwsza klasa, do tego 2 dni wcześniej padało, wiec piach w miarę mało piaszczysty, sama przyjemność i maksimum flow.
Tak więc znając swoje umiejętności nawigacyjne a raczej ich brak (co później się tylko potwierdziło) umówiłem się z Marcinem na 11.00 w Sierakowie, dzień wcześniej pogoda idealna jak na jesień, dziś i do końca tygodnia miało być super - 15-17 stopni i 0 chmur, takie jesienne klimaty uwielbiam!
Rano nawet się wyspałem, wciągnąłem węglowodanowe płatki, sprawdziłem dojazd do Sierakowa na google maps (bo co, może da się inaczej, krócej niż zawsze), które podpowiedziało, żeby na rondzie w Laskach skręcić w prawo, później w lewo i ciągle prosto.
No to jedziemy...
W Warszawie a nawet do Lasek jedzie się super - praktycznie brak wiatru, średnia >30 kmph, luzik. Na rondzie skręcam tak jak Google podpowiada, później skręcam GDZIEŚ i nie wiem, gdzie jestem :D Chwila konsternacji, trochę krzątania się po okolicy i wylądowałem tam, gdzie się nie spodziewałem, czyli przy terenowe drodze do Sierakowa, na szczęście jakoś ogarnąłem i po chwili byłem na miejscu (ba, nawet 5 minut przed czasem :))
Marcin już na mnie czekał, szybkie zakupy w sklepie, chwila pogadanki,

ustalenie planu, czyli Szczebel, Górki + mały bonus i powrót jak zawsze.
Pogoda bardzo fajna, oczywiście Marcin na sobie ma 3 warstwy + długie spodnie, szorty, ochraniacze na butach, ja przyjechałem na krótko + ocieplacze na kolanach, więc miałem niezły powód do mocniejszego kręcenia. Singiel w Sierakowie jak zawsze super, aczkolwiek dziś na trasie sporo grzybiarzy (no tak, dopiero padało :( ), więc momentami trzeba zwalniać i się przeciskać.
W zasadzie trasa identyczna jak poprzednio aż do niebieskiego szlaku na który wjeżdżamy z asfaltu (ostatnio pojechaliśmy prosto, tym razem w prawo z asfaltu i tam w lewo i tam niebieski szlak jest :) No i teraz praktycznie tylko niebieskim szlakiem, najpierw nieco szuterkiem, później trochę asfaltu i kilka chwil później znów lądujemy w lesie, gdzie robimy kilka fotek


I już praktycznie jesteśmy na Szczeblu. Szczebel jak to Szczebel dużo się od ostatniego wypadu nie zmienił, do tego super pogoda, ciepło, drzewa bardzo fajnie rzucają cień, jesienny, romantyczny klimat pełną gębą, do tego grzybiarze, którzy nawet Sczebla nie oszczędzili :) Oczywiście tradycyjnie już musi pojawić się u mnie jakiś problem. Tym razem nie było inaczej... przy dość stromym i dłuższym podjeździe słyszę tylko 'TRAAAAAAAACH' i już wiadome o co chodzi - zdziwiłbym się, gdyby to było coś innego niż śruba w korbie. Oczywiście nie mogłem się mylić, w korbie pozostały już tylko 2 śruby, więc od tego momentu staram się kręcić nieco lżej, żeby tak jak poprzednio nie musieć śrub zastępować opaskami zaciskowymi.
Na szczęście od Szczebla droga już raczej powrotna, podjeżdżamy do sklepu w Górkach na mały popas, oczywiście grzybiarze dorwali nas nawet tam :)

Powrót to tak jak zawsze czerwony i żółty szlak.
Ostatni postój robimy w Truskawiu, chwilę później z Marcinem się rozstajemy. Oczywiście mimo zmęczenia nie mogłem się 3-krotnie powstrzymać, żeby dogonić autobus i jechać w jego tunelu 50 kmph (stąd ten V-max). Cóż, miało być spokojne roztrenowanie a wyszedł normalny trening. Do tego następnego dnia prawa łydka i uda są jakoś tak dziwnie naprężone i bolą, trochę lipa :P

Rozjazd po PB, Bródnowski - 14.10.2012

Niedziela, 14 października 2012 | dodano:14.10.2012 Kategoria 0-19km, Trening
Km:18.50 Km teren:8.00 Czas:00:48km/h:23.12
Pr. maks.:42.50Temperatura:14.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy: 20mRower:Merida 96

PB Warszawa Wawer - 13.10.2012

Sobota, 13 października 2012 | dodano:14.10.2012 Kategoria 40-59km, Race Day
Km:51.50 Km teren:48.00 Czas:02:15km/h:22.89
Pr. maks.:47.00Temperatura:8.0 HRmax:199(100%)HRavg182( 91%)
Kalorie: 2109kcalPodjazdy:214mRower:Merida 96
Oj ten tydzień był kiepski, bardzo kiepski.
W zeszłą niedzielę zerwałem 3 śruby w korbie (no niestety jak ma się zbyt mocną nogę to tak bywa :D ), połaziłem po sklepach w okolicy i kompletnie nigdzie nie ma samych śrub/kominów, co za porażka. Oprócz tego dieta też nie była najlepsza - w McDonaldzie aktualnie jest miesiąc hamburgerów po 2 zł, przynależność do grona studentów zobowiązuje, także przez 2 dni jechałem wyłącznie na hamburgerach :)
Mimo tych przeciwności losu jak na prawdziwego sportowca przystało z podniesioną głową wybrałem się na finałowy etap Poland Bike w Wawrze.
Etap o tyle fajny, że dość blisko, więc mogłem się wyspać. Rano standardowy rytuał, pakowanie, śniadanie, wybór ciuchów (co nie okazało się łatwe). Na rowerze lajtowo dojechałem do dw. Wschodniego z którego SKM-ką dojechałem do Wawra, kolejne 5 minut na rowerze i jestem w miasteczku PB, szybko i sprawnie.
Na miejscu załatwienie formalności, w oczekiwaniu na Artura (który był bardzo miły i pożyczył mi śruby do korby) zacząłem grzebać przy korbie, w międzyczasie spotkałem Bartka i Piotrka. Kilka chwil później dojeżdża Artur i daje mi śruby z kominami...

No i lipa. Kominy okazały się nieco za długie, więc śruba nie wkręcała się do końca i trzeba było kombinować. Finalnie w korbie pozostały: 2 kominy i 1 śruba KCNC i do tego 2 śruby i komin Shimano, wyglądało (i nadal wygląda) to nieco dziwnie, ale cóż, ważne, że działało :)
W każdym razie udało się wszystko poskładać i z Piotrem ruszyliśmy do sektora - tym razem startowałem z 2. przez co nieco miałem obawy co do tempa i mojej dyspozycji, ale z drugiej strony jakoś się w tym sektorze znalazłem, więc może nie będzie aż tak źle...

Po starcie dość szybko, ale o dziwo jedzie się nieźle, utrzymanie 40 kmph nie sprawia problemów, nawet tętno nie osiąga kosmicznych wartości, więc może nie będzie tak źle jak się wydawało, jedyne, czego się obawiam przez pierwszych kilka kilometrów to te nieszczęsne śruby w korbie, ale skoro na starcie nie pękły to może jakoś dojadę :)
Trasa tak jak było zapowiadane okazało się dość techniczna, prawie od samego początku single i o dziwo zakręty. Biorąc pod uwagę, że w niektórych wcześniejszych edycjach można było pozbawić rower sterów i jechać bez ruszania kierownicą tak tu nie było takiej możliwości (w sumie można było próbować, ale oprócz zakrętów były też drzewa, więc mogłoby to się skończyć nie najlepiej). W każdym razie po starcie trzymam się dość blisko Piotrka, na pierwszych kilometrach tempo mimo singli jest bardzo dobre, jednak co 2. sektor to 2. sektor - praktycznie zero blokowania na trasie, chyba pierwszy taki odcinek, gdzie to blokowanie było to był odcinek błotny... bardzo błotny. Można było pojechać bokiem, po takich małych muldach, albo przejechać środkiem, gdzie leżało idealnie równe błoto (chyba nikt nie próbował tam wjeżdżać), wyglądało tak niesamowicie zachęcająco, że nie mogłem się oprzeć. No i wjechałem :D
Przejechałem może 2 metry i stanąłem na środku, błoto okazało się dość głębokie, więc szybko zeskoczyłem z roweru i podbiegłem do suchszego miejsca, w tym czasie wyprzedził mnie ze 3 osoby, no ale trudno, to dopiero początek, więc na odrobienie dużo czasu. Po ok 12 km pierwszy bufet, chwilę później rozjazd i od razu luźniej, w zasięgu wzroku tylko 2 zawodników, tuż za mną Piotrek, jedziemy tak jakiś czas, po czym Piotrek stwierdza, że zna te tereny i żeby jechać za nim...
W tym momencie 1 z zawodników, którzy z nami jechali pojechał do przodu, Piotrek z przodu, za nim 2. zawodnik i ja jako 3. Trasa wyglądała tak, że był lekki, piaszczysty zjazd skręcający lekko w lewo i strzałki wskazujące dobry kierunek. Oczywiście co? Piotrek pojechał prawą stroną, gość za nim krzyczał, żeby skręcił w lewo (tak jak trasa wiodła) a ja pojechałem zgodnie ze strzałką. Okazało się, że Piotrek nie kłamał i faktycznie znał trasę, bo kilka ładnych sekund na zjeździe zyskał, no ale trudno, jakoś go dogoniliśmy.
W sumie jakoś dużo szczegółów z trasy nie pamiętam, jedynie to, że z Piotrem jechaliśmy chyba >30 km razem, w pewnym momencie za mną jechała Maja Busma:

co było NIESAMOWICIE irytujące (znaczy to uczucie oddechu laski na plecach :( ), ale finalnie została gdzieś z tyłu. Oprócz tego jestem z siebie dumny - podjechałem wszystko (oprócz tego na powyższej fotce :D ) i te dłuższe podjazdy i te krótsze, piaszczyste, gdzie ludzie się zakopywali, opony jak zwykle w piachu idą jak rakiety :)
Muszę przyznać, że dałem z siebie 100%, więcej wycisnąć było bardzo trudno, zresztą wystarczy spojrzeć na HR Max i Avg, ale trzeba przyznać, że gdy odjeżdżam grupce na prostej, żeby dojechać do następnej, dojeżdżam, odwracam się i widzę jak daleko jest tamta grupka - bardzo budujące uczucie, o to w tym wszystkim chodzi :)

W międzyczasie Piotrek został gdzieś z tyłu, ja starałem się jak najwięcej nadrobić i nawet szło nie najgorzej, tylko znów był problem z określeniem dystansu wyścigu. Teoretycznie miało być 47 km, jednak przy kładce na 37 km ktoś stwierdził, że do mety 14 km, oczywiście pomyślałem coś w stylu "WTF?! niech sobie poustawiają liczniki", ale niestety gość miał rację, po 48 km miałem nadzieję, że zaraz meta, a że te 3 km były po płaskiej i szerokiej drodze to nieco przycisnąłem, wyprzedziłem kilka kolejnych osób, ale ile można jechać na 110%? Po 50 km jakiś gość jechał z boku pod prąd, więc do mety pewnie blisko, po zapytaniu odpowiedział, że 1 kilometr, max 1.5. OMG, miało być 47, jest 50 i jeszcze 1.5, niedobrze... ale to nie wszystko, oprócz tego, że byłem już bardzo mocno zmęczony to jeszcze na domiar złego przede mną musiała jechać laska. Oczywiście będąc prawdziwym facetem nie mogłem dopuścić do tego, żeby kobieta mnie wyprzedziła o kilka sekund. Trochę bardzo za wcześnie, bo jakieś 500 m przed metą zaatakowałem i ją wyprzedziłem, ale przejechałem tak 100-150 m i kompletnie opadłem z sił, byłem pewny, że zaraz mnie dojdzie. Na szczęście zachowawszy męską dumę udało mi się przejechać metę z 10-sekundową przewagą :)
Po finiszu chwila spędzona plackiem na trawie, później do centrum miasteczka, gdzie przyjechał Piotrek - Bobik i Menedżerka, pogadaliśmy, w międzyczasie zrobiło się bardzo ciepło, wyszło słońce, trzeba przyznać, że pogoda dziś do ścigania była idealna - ok 7 stopni, jechałem w wiatrówce i długich gaciach z ocieplaczami na kolanach i było super, nie zgrzałem się, nie zamarzłem, oprócz tego nowe okulary okazały się super - kiedy przechodziłem kładkę, albo już w samym miasteczku, nawet na sekundę nie zaparowały, duży plus dla nich :)
Później jeszcze zostałem na dekoracjach, okazało się, że Piotrek gdzieś pomylił trasę i nadłożył ~3 km, no niestety, taki sport :<
I fotka w miasteczku :)


W każdym razie z dzisiejszego startu jestem bardzo zadowolony, jechało się bardzo dobrze, sprzęt jak zwykle uratował mi tyłek - w jednym momencie już chciałem wyciągać łapy do przodu i wypinać się z pedałów, bo jechałem w bardzo mocnym, niezamierzonym przechyle, ale jakoś udało się wyratować :)

Huh, nawet na dwa filmiki się załapałem (jak to dobrze mieć oczojebną bluzę, przynajmniej łatwo się można na filmiku/fotkach odnaleźć) :))
youtube.com/watch?v=aiC_jA3Yric#at=1m50s (1:50)
youtube.com/watch?v=bG-FeEMzcdA#at=2m28s (2:28) - wiem, marna technika schodzenia z roweru, muszę nad tym popracować :)

To tyle z tegorocznych zawodów, w domu z dumą powiesiłem numer startowy na swoją zajebistą tablicę, także sezon startowy 2012 można uznać za zakończony, teraz czas zrobić sobie roztrenowanie, później trochę przerwy od roweru i trzeba się przygotowywać do nowego sezonu :)

PB Wawer, Dojazd, rozgrzewka - 13.10.2012

Sobota, 13 października 2012 | dodano:14.10.2012 Kategoria 0-19km, Lajt
Km:12.00 Km teren:0.00 Czas:00:30km/h:24.00
Pr. maks.:0.00Temperatura:8.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Merida 96